niedziela, 30 czerwca 2013

Od Tenshi

Weszłam do worka.
- Tam będzie bezbieczniej, nie bój się kochanie. - mówiła mama.
- Cicho być. - skarcił ją tata.
Troche kołysało, w stajni było cieplej niż na dworze. Droga była długa i kręta, im dalej tym bardziej trzęsło. Wreszczie położyli mnie na ziemi, czekałam kiedy wezmą mnie, ale nie doczekałam się. Wyłam, wzywałam pomocy. Nikt mnie nie słyszał. Próbowałam rozerwać worek moimi małymi ząbkami, ale wymagało to więcej czasu. Co chwilę robiło się zimniej, nie mogłam usnąć. Wreszcie zrobiłam na tyle dużą dziurę żeby stamtąd wyjść. Oślepił mnie błysk, nie wiedziałam co to było.
W myślach błagałam żeby śnieg przestał padać i przestał. Tak jakby się mnie słuchał. To było dziwne. Następnego dnia znalazłam schronienie, a za pożywinie miałam myszy. Czekałam na spotkanie innego wilka.

Od Seremii

Szłam po cichu. Ani szmeru. Musiałam to zrobić. Zabili członka mojej rodziny. Pożałują... Nie ośmielą się zaatakować wściekłego demona, umierającego, rozgoryczonego. Skradałam się. I miałam rację. Ustąpywały mi. Ale nie miałam zamiaru tylko koło nich przejść. Rzuciłam się na pierwszego z brzegu. Moje kły rozszarpywaly ich ciała, ich jad mnożył się poprzez ugryzienia. Wygrałam. Wyły, niektóre uciekały, inne uż darły pazurami ziemię i tłukły ogonami w przedśmiertnych drgawkach. Dość, pomyślałam. Sama jednak nie wiedziałam, czego dość. Wkradłam się do ich lochu. Było tam tłoczno, wyciągnęłam nóż. Podchodziłam do każdego więźnia. Wszyscy pogryzieni. Od razu podrzynałam gardła. Itrafił się jeden ostatni. Nie ugryziony. Ogłuszyłam go i zabrałam do watahy.

Od Elizabeth

Kiedy ojciec wniósł ją do obozu, był przerażający. Cały dzień siedziałam i beztrosko myślałam o tym, jak cudownie będzie znów wyspowiadać się mamie ze wszystkich swoich problemów. Tymczasem leżała na ramieniu ojca, taka piękna... Jakby spała... Jej włosy oplatały czoło, gdyby już była aniołem. Widziałam jak bardzo poranione jest jej ciało. Domyśliłam się, ile bólu musiała znieść... Łzy napływały mi do oczu. Zamieniłam się w wilka i pobiegłam po Luke'a, jego reakcja była jeszcze gorsza...

Od Seremii

Wstałam. Już wiedziałam, co się stało. Wiedziałem jeszcze przed tym, jak mój syn wniósł ją do naszego obozu. Podeszłam do niego. Wyczuwałam jego rozpacz.
- Strzała zabiła ją szybko i bezboleśnie. Lepsze to, niż jakby teraz jeszcze żyła. - powiedziałam, by go pocieszyć. Spojrzał na mnie jak na szaloną.
- Jak lepiej że nie żyje?! By była teraz ze mną! Czemu to zrobiła? - zaszlochał.
- Spójrz. - pokazałam mu jej rękę. Dokładnie było widać ugryzienie. - W jej krwi była ta sam trucizna, która wkrótce zabije i mnie.
- Co?! Nie! Nie mogę stracić was obydwóch!
- To nieuninione. Ale postaram się, by te węże nie zapomniał, co znaczy zadzeć z watahą srebrnej krwi!
- Co chcesz zrobić? - spytał z przestrachem.
- Coś samobójczego.

niedziela, 23 czerwca 2013

Od Mii

Kiedy się obudziłam, zobaczyłam prymitywne więzienie. Byłam przykuta do ściany, a z ust leciała mi krew. Nie musiałam czekać długo na towarzystwo bo usłyszałam pełznięcie. Do pomieszczenia weszła jedna z tych bestii.
- Wyspałaś się? - zapytał z szyderczym uśmiechem.
- Na tym czymś? - odgryzłam się.
- Nie próbuj, sztuczek pozbawiliśmy Cię twojego wilczego "JA".
- CO? - nie mogłam w to uwierzyć.
- Za chwilę ktoś Cię odwiedzi...
Kiedy tylko wyszedł, spróbowałam zamienić się w wilka, jednak kiedy tylko zaczęłam, poczułam ból w podbrzuszu. Łzy napłynęły mi do oczu... Tylko nie to!
Kiedy drzwi otworzyły się po raz drugi weszła kobieta, niosła w ręku rozżarzone węgle i pręt. Wiedziałam, co się kroi.
- To jak, powiedz nam coś o tych waszych zmokłych kundlach?
- Prędzej zdechnę! - wyśmiałam ją.
Kobieta wzruszyła ramionami i przytknęłam pręt do moich nagich pleców. Zawyłam z bólu.
- A teraz?
- Poczekasz sobie, ja nic nie powiem - sapnęłam.
Trwało to w nieskończoność. Mdlałam i na nowo odzyskiwałam świadomość. Byłam słaba. Majaczyłam, ale nie mówiłam nic co mogło by zaszkodzić moim bliskim. Kiedy kobieta wyszła zrezygnowana uśmiechnęłam się. Udało się. Jednak jestem silna. Lecz drzwi znowu się otworzyły. Tym razem był to Michael, z dwoma innymi wilkami.
- Mia! - krzyknął.
Ale ja tylko się uśmiechnęłam i kiedy odpiął mnie z łańcuchów opadłam mu na ramiona. Spałam aż do wydostania się z twierdzy, kiedy nagle te potwory zaczęły nas atakować. Dwóch towarzyszy Michaela broniło się zaciekle, ale na nas polowali inaczej. Strzelali do nas z łuków. Michael dzielnie niósł mnie przez zarośla, jednak oni byli coraz bliżej.
- Michael...
- Mio, wytrzymaj, proszę! - powiedział prawie przez łzy. Ostatkami sił szarpnęłam go i przyjęłam na siebie strzałę, która miała go zabić.
- Strzała... - szepnęłam i popadłam w wieczną ciemność...

Od Michaela

Luke wreszcie był w domu, wrócił, i to nie sam. Ta dziewczyna była z nim. Dzięki jakiemuś paskudnemu eliksirowi Seremii wrócił do zdrowia. Mógł normalnie chodzić. Rozmawiałem z Taianą na temat dołączenia do nas, Luke spał, gdy podniósł się szum. Wyjrzałem na dwór. I mną wstrząsnęło. Przez środek placu przechodziła Seremia, pokrwawiona, ledwo żywa. Wybiegłem. To było okropne, lecz najgorszy wstrząs miał dopiero nadejść.
- Mia została porwana. - wyszeptała i upadła na kolana. Zachwiała się i wywróciła całkiem. Straciła przytomność. Wydałem z siebie okrzyk rozpaczy i pobiegłem do niej.

Od Seremii

Wreszcie Luke był bezpieczny. Ale, jakby wszystko się na nas uwzięło, kolejne kłopoty miała Mia. I to największe. Poszłyśmy razem na małą polanę, która, według mnie, była najbezpieczniejsza. Ale już w pobliżu polany wyczywałam jakąś zmianę. Mia potrzebowała odpoczynku. Musiała wyrwać się ze smutku. Usiadłysmy na trawie. Rozmawiałyśmy raczej o tematach bezsensownych. Zaczęło się ściemniać. Przecież jest dopiero po drugiej, pomyślałam. Czarne chmury przesłoniły niebo. Wstałam, za mną Mia. Lecz nagle ziemia zatrzęsła się, upadłyśmy. Głośny wybuch rozdarł ciszę. Wężoludzie!
- Mia! Uciekaj! - wykrzyknęłam. Za późno. Zaatakowali nas. Jeden złapał Mię. Próbowali złapać również mnie, ale się nie udało. Wyrwałam się. Nie uchyliłam jednak przed ugryzieniem. Ciepły ból mnie osłabił na kilka sekund, lecz nawet te kilka sekund starczyło, by wężoludzie uprowadziły swoją ofiarę...

piątek, 21 czerwca 2013

Od Estreli

Wreszcie miałam córki. Wszystkie trzy kochałam jednakowo, one się nawzajem także, ale... Miranda... gdy była malutka, nie było z nią problemów. Jednak w miarę gdy rosła, robiła się coraz bardziej zamknięta w sobie. Niby ma niecałe pół roku, ale w środku... to zupełnie inna bajka. Nie rozmawia ze mną prawie wcale, zresztą inni nie są wyjątkami. Wymyka się na całe dnie, nie mam pojęcia dokąd. Nie śledzę jej, nie mam zamiaru naruszać jej prywatności, jednak czasem chciałabym żeby była taka jak siostry... Nawet Luna jest bardziej towarzyska od niej. Nie wiem, co z niej wyrośnie...

Od Seremii

W locie zmieniłam się w wilka. Hamowałam pazurami spadek, aź wylądowałam miękko na ziemi. Otrzepałam się z kurzu. Tak, teraz dokładnie wyczuwałam zapach mojego wnuka. I jeszcze jeden, delikatniejszy, zamaskowany. Zaczęłam skradać się w kierunku, z którego dochodziły zapachy. Nagle przede mną pojawił się cień. Mroczna, kobieca postać. Mimowolnie wyszczerzyłam kły.
- Gdzie on jest? - wysyczałam. Kobieta wiedziała, o co mi chodzi, lecz postanowiła grać.
- Nie wiem, o czym mówisz. Poza tym, kim jesteś?
- Gdzie on jest? - powtórzyłam. - Odpowiadaj! - skoczyłam w jej kierunku. Uchyliła się. I o to mi chodziło. Przeskoczyłam obok niej i popędziłam w stronę wnętrza jaskini. Zobaczyłam go. Leżał na wąskim łóżku.
- Luke? - cicho zawołałam.
- Babcia!
- Prosze cie, nie mów do mnie tak. Wreszcie cie znaleźliśmy. Kim ona jest? - zapytałam prosto z mostu.
- Pomogła mi. Uratowała.
- Dobra. Możesz wstać?
- Nie. Wogóle nie czuję nóg. - spojrzałam na niego ze strachem. Ale zaraz się zreflektowałam.
- Chodź. Pomogę ci. - lekko pociągnęłam go za rękę. Spróbował wstać, ale nagle pokręcił głową.
- Ona też idzie. - wskazał na dziewczynę. Westchnęłam.
- Jak co to przynajmniej pomóż. - nakazałam jej szorstko. Powoli założyła sobie jego drugą rękę na szyję. Pociągnęłyśmy go na zewnątrz. Myślami przekazałam Michaelowi poleenie. Za chwilę też zjechały po linie nosze. Ułożyłyśmy go. Ona pilnowała by nie spadł. A ja wspinałam się. Wreszcie mój wnuk został przetransportowany na grzbiecie sleipnira do domu.

Od Luke'a

Byłem tu już kilka dni. Rozmawialiśmy często. Opiekowała się mną. I wreszcie, któregoś tam dnia, coś ją zaniepokoiło. Mnie zresztą też. Po cichutku wykradła sie w przejście. Usłyszałem głosy i warczenie. Odgłos szybkich kroków i nagle przede mną stanęła... moja babcia?!

Od Michaela

Byłem roztargniony. Wciąż nie wiedzieliśmy, co się stało z Luke'iem. Elizabeth traciła zmysły ze strachu... A jeżeli ona bała się o niego, to i my powinniśmy. Wreszcie nie wytrzymałem. Poszłem do Seremii.
- Matko... Myślę, że pójdę i przeszukam okolice urwiska... Może tam poszedł. - Seremia znieruchomiała. Widziałem, że coś jej w głowie zaświtało.
- Mich, jesteś genialny! - zawołała, nazywając mnie zdrobnieniem i zaczęła zwoływać naszą rodzinę. Byliśmy już wszyscy; Seremia, Markus, ja, Mia i Elizabeth.
- Słuchajcie! Chyba wiem, gdzie jest Luke. Nie szukaliśmy nad urwiskiem i...
- Bo tam są Nuckelaveeny! - wpadł jej w słowo ojciec.
- Zamknij się! Znam sposoby, by je odgonić. Zbierajcie się. Wyruszamy za chwilę. Weźcie ze sobą liny i nosze na wszelki wypadek. I to nie jest prośba, to rozkaz od waszej Alfy. - zakończyła. Zaczęliśmy zbierać wszystko, co potrzebne. Seremia przyprowadziła Lilith, sami nie dalibyśmy rady wszystkiego wziąć. Zapakowałem dla przezorności również apteczkę na grzbiet sleipnira i pojechaliśmy. Seremia zmieniła się w swoją demonią postać, a gdy weszliśmy do lasu, Nuckelaveeny zaraz się na nas rzuciły. Wystarczyło jedno spojrzenie demona i wycofywały się jak niepyszne. Dotarliśmy do urwiska. Nagle Mia krzyknęła:
- Strzęp ubrania Luke'a! - schyliłem się i podniosłem kawałek materiały. Rzeczywiście, pochodził z koszuli naszego syna. Spojrzałem za krawędź urwiska. Nie, nikt nie mógł przeżyć upadku z takiej wysokości! Nie było widać nawet dna.
- Schodzę. Rozwinąć liny. Telepatycznie powiadomie was, kiedy je spuścić. - powiedziała Seremia i zeskoczyła w ciemność.

Rozstanie...

Właścicielka wilków Daga, Dragon i Lika postanowiła nas opuścić. Jej wilki można zaadoptować z zakładki Dom szczeniaka i Adopcje.

środa, 19 czerwca 2013

Od Estreli

Warren długo się stawiał, ale zagroziłam, że sama się zabiję, jeśli nie pozwoli na wypróbowanie sposobu Seremii.
Wszystko szło dobrze. Podczas pełni poszliśmy na polanę księżycową, położyłam się na miękkiej trawie i czekałam. Seremia mówiła jakieś niezrozumiałe słowa i zamknęła oczy. Warren cały czas klęczał przy mnie i trzymał za rękę. Nagle Seremia przestała mówić i położyła ręce na mojej głowie. W jednej chwili ogarnęła mnie ciemność...

Kiedy się obudziłam, nie wiedziałam gdzie jestem... W końcu zorientowałam się, że leżę na własnym łóżku w mojej i Warrena jaskini. Nagle przypomniałam sobie czemu w ogóle spałam. Szybko usiadłam na łóżku i jęknęłam. Opanował mnie taki okropny skurcz, że od razu się położyłam. Nagle nade mną pojawił się Warren.
- Estrelo, wreszcie się obudziłaś! Byłaś w śpiączce cztery dni.
- Co ty mi tu o śpiączkach gadasz! - ofuknęłam go - Gdzie nasze dzieci?!
- O, tutaj - powiedział Warren i odsunął się. Moim oczom ukazały się... dwie kołyski!
- Co... dwie?! Czy to znaczy - łzy napłynęły mi do oczu - że trzecie dziecko... NIE ŻYJE???!!!
 - Co?! Nie, spokojnie, nie unoś się! Trzecie dziecko żyje, jego kołyskę właśnie skończyłem robić, a Seremia zabrała dziewczynkę na małą kontrolę, na wszelki wypadek.
- Czy to znaczy... że urodziłam... córeczkę?
- Nie... urodziłaś trzy przepiękne i zdrowe dziewczynki!
- Chcę je zobaczyć!!! - w tym momencie przy wejściu do jaskini stanęła Seremia. Trzymała w objęciach małe zawiniątko.
- Proszę, o to trzecia zguba - uśmiechnęła i podała mi maleństwo. Miałe złote, prawię żółte włoski i jasną cerę... Była prześliczna!
- Zostawię was samych, potem będzie czas na rozmowy - powiedziała na pożegnanie Seremia i wyszła. Pierwsza córeczka miała czarne włoski i czarne oczy, a trzecia delikatne blond włoski i błękitne oczy.
 - Warren, jestem najszczęśliwszą osobą na świecie... Mam ciebie, najważniejszą osobę w moim życiu i trzy śliczne córeczki! - Po tych słowach mocno zasnęłam, tuląc w objęciach, trzy małe dziewczynki...

Narodziny

Estrela urodziła 3 wadery. Oto one:

Miranda

Luna

Tori

Od Luke'a

Obudziła mnie obecność innej osoby. Otworzyłem oczy, lecz ciągle nic nie widziałem. Nie czułem nóg. Wogóle nie czułem nic oprócz rąk. Przesunąłem dłoń i natrafiłem na coś miękkiego. Zobaczyłem zarys postaci. Pochyliła się nade mną. Było mi gorąco i zimno jednocześnie. Usłyszałem cichy głos.
- Nie ruszaj się. To ci pomoże. - poczyłem ukłucie na przedramieniu i znów zapadłem w sen. Śniłem. Znów spadałem, ból mnie rozrywał. Nuckelaveeny patrzyły na mnie swoim okiem umieszczonym na czubku końskiego łba. I widziałem Elizabeth, płakała nad moim grobem. Obudziłem się, krzyknąłem i chciałem wstać, ale delikatne acz zdecydowane ręce przytrzymały mnie.
- Spokojnie. Już wszystko dobrze. To był tylko sen. - znów ten kobiecy głos. Wciąż starałem się coś zobaczyć jego posiadaczkę, ale mi sie nie udało. Wciąż było mi gorąco. Chciało mi się pić.
- Wody... - spróbowałem wyszeptać. Zrozumiała i przyłożyła mi kubek do warg. Piłem łapczywie. Westchnąłem. Głowa mi pękała, ciała nie czułem. Otworzyłem oczy. Tym razem zobaczyłem zarys postaci, która zlewała się z cieniem.
- Kim jesteś? - wyszeptałem. Moja wybawczyni znieruchomiała.
- Na razie nie musisz tego wiedzieć. Ważne byś wyzdrowiał, a nie zamęczał się pytaniami. - powiedziała smutnym głosem. Moje oczy powoli przyzwyczajały się do ciemności. Byłem w jaskini z wysolim sklepieniem. Dookoła były tylko skały. Gdzieś z boku widziałem słabe światełko, wskazujące na ujście z rozpadliny. Zacząłem śledzić wzrokiem mojego anioła. Rozpoznawałem ciemne włosy, podarte ubranie, lekki chód. I przygarbione smutkiem ramiona. Leżałem na wąskiej pryczy, dostawionej do ściany. Największym wysiłkiem uniosłem się i oparłem o ścianę. Teraz widziałem ją lepiej. Zaraz do mnie dopadła.
- Połóż się. - rozkazała.
- Najpierw powiedz, jak się nazywasz. - odpowiedziałem.
- A więc dobrze. Jestem Taiana. Teraz leż.
- Nie chcesz wiedzieć, jak ja się nazywam?
- Jak?
- Jestem Luke. - położyłem się z powrotem. Czułem, że wracały mi siły, lecz nie czułem nóg. Musiało sie coś stać podczas upadku. Jednak wolałem nie zamęczać się pytaniami. Ważne, że żyję. Liczy się tylko to.

Od Kyle'a

Dość długo już tu byłem. Pilnowałem stada. Moja siostra miała spore problemy z upilnowaniem swojego wnuka. Pewnego dnia całe stado wybrało się na polowanie. Ja zostałem. Luke jak zwykle gdzieś przepadł. Polowanie miało trwać kilka dni. Po trzech dniach wpadłem w niepokój. Byłem tu sam, a Luke'a nie było. Na szczęście następnego dnia wróciły wilki. Zapadła wrzawa, wszyscy zaczęli go szukać, i szukali tydzień. Przeszukaliśmy cały las, wszystkie tereny. Bez skutku.

Od Luke'a

Kochałem moją siostrę, lecz się bałem. Mogłem jej kiedyś zrobić krzywdę, panowałem nad sobą coraz mniej. Pragnienie krwi mną władało. Postanowiłem się odstresować. Najlepszy sposób to polowanie. Nie wiedziałem jednak, że skończy sie to fatalnie.

Szłem przez las. Zbliżałem sie do zakazanego miejsca, gdzie zawsze było ciemno. Nagle poczułem strach. Był gęsty jak smoła. Odwróciłem się i nade mną zobaczyłem zgraję Nuckelaveenów. Zaatakowały mnie. Uciekałem, siały taki strach, że ledwo żyłem. Byłem szybki, powoli jednak mnie doganiały. Nagle ziemia osunęła mi się spod nóg i spadłem w przepaść. Obijałem się o pojedyńcze skały, leciałem, zdaje się, bez końca. Wreszcie uderzyłem o ziemie. Ból pulsował mi w krwi. Nie widziałem nic. Leżałem w kałuży krwi. Nagle usłyszałem kroki. W krąg mdłego światła wkroczyła drobna istota. Dotknęła mojej twarzy. Widziałem i słyszałem coraz gorzej. Błogosławiona ciemność ukoiła mój ból...

Od Elizabeth

Jak zwykle siedziałam z bratem nad bagnem. On zajmował się swoimi rzeczami a ja się temu przyglądałam. Niczego więcej nie było nam trzeba. Wystarczaliśmy sobie.
- Elizabeth, czy ty się mnie boisz? - zaśmiałam się, i spojrzałam na niego swoimi wielkimi oczami. Wpatrywałam się w niego przez chwilę.
- Wiedziałem, że nie. Więc dlaczego wszyscy się mnie boją?
Dalej nie odpowiadając spoglądałam na niego wymownie.
- Masz rację, w sumie to ja sam się trochę siebie boję.
Nigdy się nie odzywałam. Wszystko, co chciałam powiedzieć, trzymałam w sobie. A on to rozumiał, czytał to z mojej duszy.
Mimo swoich zdolności nie mógł czytać mi w myślach, nikt nie mógł.
Kilka osób nawet myśli, że jestem niema. Jednak Luke wie.
- Elly, możesz?
Wiedziałam o co mu chodzi, zawsze wiem. Zaczęłam nucić jego ulubioną melodię. Widziałam jak jego mięśnie się rozluźniają. Myśli się uspokajają. Mój głos koił jego zburzone serce, wściekłą duszę. Wstał i podszedł do mnie. Siadając położył mi głowę na kolana, głaskałam go i czekałam aż otworzy oczy.
- Obiacaj, że nigdy mnie nie zostawisz. - mruknął prawie przez sen.
Kiwnęłam głową i ściszyłam głos czekając aż zaśnie. Przykryłam go swoją fioletową bluzą i czuwałam. Wiedziałam, że coś się kroi. Byłam gotowa go chronić.

Od Mii

Po ostatnim incydencie z moim synem byłam załamana. Dalej czuje się okropnie. Nie powinnam pozwolić, żeby to się tak skończyło. Luke najwięcej czasu spędzał z Elizabeth i to mnie strasznie martwi. Boje się, że może stać się jej krzywda.
- Michaelu, czy nie powinniśmy martwić się o naszą Elizabeth?
- Czemu tak uważasz? - mruknął, siedząc na swoim ulubionym fotelu.
- Widzisz, Luke jest silny, zawsze sobie poradzi, jednak co, jeśli straci przy niej panowanie? Przy nas jest bezpieczna, ale co jak są sam na sam?
- Są do siebie bardzo przywiązani, Mio. Nie możemy im tego zabronić, są rodzeństwem, chociaż to faktycznie niepokojące...
- Już późno, a oni jeszcze nie wrócili ze swojego bagna... Martwię się, kochany, nie chce stracić naszych dzieci.
- Mia, moja kochana Mia - Michael podszedł do mnie i objął w pasie.
- Ostatnio tylko się zamartwiasz. Myślę, że powinniśmy na razie dać im spokój, Elizabeth jest przy nim bezpieczna. Tyle razy hamowała jego złość.
- Masz rację. Dziś nie powinniśmy się tym przejmować. Tym bardziej, że dziś mija rok od kiedy się zaręczyliśmy. - mruknęłam.
Michael zaśmiała się i pociągnął mnie za rękę w stronę naszego pokoju. Rozluźniłam się i postanowiłam dzisiejszy wieczór poświęcić tylko jemu. Już tak dawno nie spędzaliśmy czasu wspólnie, w ten sposób. Rozpływając się pod jego dotykiem, delikatnymi pocałunkami, odpowiadałam na jego pieszczoty. Później wszystko wirowało, tylko jego oczy... Ach, te jego oczy... Ciągle miałam je przed sobą.

Od Michaela

Postanowiłem, że Luke będzie wychowywany w tym samym stopniu przez nas, co przez matkę. Juz teraz było to trudne zadanie. Mały był spokojny, do czasu, gdy coś mu się nie spodobało. Nie krzyczał, po prostu patrzył takim wzrokiem, jakby chciał nas wszystkich zabić. On i jego siostra rośli niezwykle szybko. W wieku dwóch tygodni potrafili wymawiać pojedyńcze słowa, dwóch miesięcy pokonywali kilku metrowe odcinki na własnych nogach. W pół roku byli jak czteroletnie dzieci. Radziliśmy sobie dobrze jeszcze przez rok. W wieku półtora roku można było o nich powiedzieć szesnastolatki. I wtedy zaczęły się kłopoty. Luke unikał towarzystwa, chronił się w lesie. Jedynie moja matka potrafiła sprowadzić go do domu. Wtedy rozmawiali cicho w jej ojczystym języku, języku demonów. Luke ,,lubiał" spędzć czas tylko z Elizabeth i moimi rodzicami. Czasami uciekał, i jeden przypadek zmienił życie wszystkich...
Jak zwykle siedział na drzewie i rozmyślał. Siedziałem w krzakach, pilnując jego bezpieczeństwa. Nagle, na horyzoncie pojawiły się wilki z innej watahy. Luke zeskoczył z drzewa.
- Czego tu chcecie? - zawołał.
- Zemsty i naszej ziemi!
- Ta ziemia należy do nas! - krzyknął Luke. Ja w myślach wysłałem ostrzeżenie do matki. Cała wataha stawiła się w ciągu minuty. Szykowała się walka.
- Nie macie czego tu szukać. - zawołała Seremia.
- Owszem, ziemi, którą nam zabrałaś.
- Nigdy nie była wasza!
- Ale będzie. Jest nas więcej.
- Tak, jasne. Już się boję. - Seremia jak zwykle pozostawał buńczuczna. Jedyne, co mnie martwiło, to Luke. Wściekał się. Przeczuwałem niebezpieczeństwo. I słusznie. Luke w jednej chwili przemienił się w wilka, i zaatakował. Rozszarpywał wrogów. Niedobitki uciekły. Nagle odwrócił się w naszą stronę, wciąż tocząc pianę z pyska. Skoczył na nas, lecz moja matka zbiła go z nóg. Atakowali się nawzajem, lecz młody, niedoświadczony wilk nie mógł się równać z alfą. Złapała go za kark takim chwytem, że popadł w omdlenie...

sobota, 1 czerwca 2013

Postarzenie

Wilki i towarzysze postarzyły się dzisiaj o rok.

Dorosłość

Elizabeth i Luke dorosli! Teraz wyglądają tak:

Elizabeth:

Luke:

Od Melissy

Przypominałam sobie treść listu:

''Sądziłaś, że już nigdy mnie nie zobaczysz. Po naszym szczęściu pozostały jedynie krwawe blizny. Myślałaś, że nie żyję, ale to nie tak... Twoja pozornie dobra siostra jest wszystkiemu winna. Musisz na nią uważać, bo ona chce cię zabić. Wrócę do ciebie najszybciej jak będę umiał. Siedzę w celi, w więzieniu. Nic nie zrobiłem, to twoja siostra mnie uwięziła. Jestem już prawie na wolności. Właściwie, to już się uwolniłem. Kocham cię szczerze i pragnę być z tobą na zawsze. Na dowód miłości przesyłam ci moją obrączkę. Zawsze kochający Alex.''

W kółko czytałam ostatnie zdanie... Płakałam... Ale bardzo bałam się mojej siostry. Od kilku dni nie odpisywałam na żaden jej list...