Opowiadania

Opowiadanie należy napisać po wstąpieniu do watahy a następnie najwyżej co 3 miesiące.

Od Dagi

Część 1
Była ciemna noc. Byłam sama. Nagle zobaczyłam światło. Poszłam poszłam w jego stronę. Zobaczyłam tam inną watahę wilków. Zaatakowały mnie. Uciakałam i wołałam moją watahę. Nikt nie słyszał. Zostałam sama z wrogą watahą. Zaczęłam się bronić. Ale oni byli na to odporni. Chciałam uciekać ale nie mogłam, jakby mnie ktoś trzymał. Z watahy wystąpił samiec Alfa. Powiedział żeby dołączyć do jego watahy, że jak nie dołączę to zginę. Miałam powiedzieć, że się zgadzam, ale nagle pojawił się Dragon. Przerwał mi. Zaczęli walczyć a ja nic nie mogłam zrobić. Gdy Dragon walczył z przewodnikiem stada zaczęli zbliżać się do mnie inne wilki. Myślałam że mnie zabiją, ale tego niezrobiły. Uwolnili mnie, poszłam po Dragona. Z lasu wychynęła następna wataha. Wilki z niej stawiły się za mną. Zajeły samca Alfa. Ja i Dragon uciekliśmy. Ale tamte wilki zostały. Wróciliśmy tam następnego dna na wieczór. Uszłyszeliśmy głosy wilków. Czy to te wilki co nas uratowały? Czy one zgineły za nas?

Część 2
Zobaczyliśmy ich dusze, jak biegały po niebie. Myśleliśmy że to nam się śni, ale to nie był sen. W pewnym momencie stanął za nami samiec Alfa. Tym razem był sam ale z potężniejszymi mocami. Zaczeliśmy wołać naszą watachę. Nasza wataha przybiegła i rozpoczęliśmy walkę. Wygraliśmy dzięki Seremii. Uratowała nas w ostatniej chwili. Jesteśmy jej bardzo wdzięczni. Teraz szanujemy ją jeszcze bardziej. Gdyby nie było tam Seremii zginęli byśmy.

Od Seremii

- Robią się śmiali. to nasze tereny. - powiedziałam.
- Ale im dokopaliśmy - powiedział Markus - i raczej już nie przyjdą.
- Tak, raczej nie.
- Mogłabyś gdzieś ze mną pójść?
- Dokąd?
- To niespodzianka.
- No, dobrze. - szliśmy kilka minut. dotarliśmy do miejsca osłoniętego od wiatru i cudzego wzroku. Zmieniliśmy się w ludzi. Markus nieoczekiwanie uklęknął przede mną.
- Seremio, kocham cię ponad życie. Cz wyjdziesz za mnie? - spytał i pokazał mi pierścionek.

- Tak. - odpowiedziałam drżącym ze wzruszenia głosem i pozwoliłam włożyć sobie pierścionek na palec. Padliśmy sobie w ramiona.
Jeszcze kilka dni żyliśmy chwilą. Zaczęliśmy przygotowania do ślubu. rozesłaliśmy zaproszenia.
Rozmawialiśmy. Nagle zachichotałam.
- Z czego sie śmiejesz? - zapytał Markus.
- No, nie dość, że ślub, to jeszcze jedna niespodzianka.
- Jaka?
- Rodzina się powiększa.
- Co??? - zatkało go. Nagle porwał mnie na ręce z radosnym okrzykiem.
- Czemu wcześniej nie powiedziałaś???
- Wcześniej nie wiedziałam.
- Muszę szukać nowej jaskini.
- Jasne, jasne.
- Tylko się nie ruszaj. Nie możesz się przemęczać! - i pobiegł. Ja zaś długo się śmiałam...

Od Dagi


Ja i Dragon byliśmy sami. Zamieniliśmy się w ludzi. Dragon stanął przede mną i oświadczył mi się.

Bez wahania odpowiedziałam tak. Po paru dniach okazało się, że jestem w ciąży. Dragon nie mógł przestać się cieszyć. Zaczęliśmy szukać nowej jaskini. Znaleźliśmy. Było tam bardzo przytulnie....

Od Daisy

W watasze jest cudownie. Inne wielki są bardzo miłe, i nigdzie mi nie było tak dobrze. Ale cóż, tęsknię za moimi przyjaciółmi i rodziną, ciekawe gdzie oni teraz są. Wiem jedno; to że się tu znalazłam to najlepsze co mogło mi się przytrafić, i to tu znajdę nowych przyjaciół.

Od Markusa

Wiedziałem, że ona się w coś wpakuje. Moja żona, moja ukochana, szalona żona. Pewnego dnia zobaczyliśmy dym, Seremia chciała to sprawdzić. Jako,że daliśmy Michaelowi Eliksir Dorastania, zmienił się w przystojnego młodzieńca. Oboje próbowaliśmy ją powstrzymać.
- Nie możesz tam iść. - powtarzałem.
- Ale na pewno nic mi się nie stanie. Wiesz dobrze, że jestem demonem. Każdemu odpowiadam pięknym za nadobne. - odpowiadała.
- A ja uważam, że tak w ogóle powinniśmy iść wszyscy. To jedyne rozwiązani, by obie strony były zadowolone. - wtrącił Michael.
- Wiesz, to  pomysł. - złapała wątek Seremia. A wieć i ja musiałem się zgodzić. Następnego dnia poszliśmy. Zobaczyliśmy ludzi, tych uważanych za najokrótniejszych. Już mieliśmy wracać, gdy na Seremię spadła siatka.Byliśmy w postaciach wilków, więc nie mogliśmy nic zrobić.Próbowałem jednak jej pomóc, lecz warknięciem nakazała nam uciekać. Zaczęły spadać kolejne siatki. Musieliśmy patrzeć jak nadciągają myśliwi. Związali ją i zaciągneli do osady...

Od Warrena

Zobaczyłem ją. Stała nad jeziorem i patrzyła na księżyc który odbijał się w tafli wody. Wyglądała przepięknie. Kiedy zmieniła się z wilka w człowieka, odważyłem się podejść. Kiedy byłem już dość blisko, odwróciła się, a jej niebieskie oczy bystro błysnęły.
- Czego chcesz? Czemu mnie śledzisz?
- Naprawdę mnie nie poznajesz?
- Nie... Może się pomyliłeś?
- Twoich oczu nie da się pomylić z żadnymi innymi. - Powiedziałem z przekonaniem.
- Wiesz, to zabawne. Miałam przyjaciela, który mówił mi wyraźnie to samo...
- Serio?
- Serio. Chociaż... chwileczkę! To naprawdę ty, Seth?!
- Nie tak głośno! Tak, to ja. Kiedy wyruszyłem żeby cię szukać, musiałem zmienić imię, aby mnie nikt nie poznał...
- Opuściłeś swoją rodzinę, tylko po to żeby mnie szukać?! Ale dlaczego?... Wiem że byliśmy przyjaciółmi ale...
- Tego samego dnia, kiedy zaginęłaś chciałem ci coś powiedzieć... Coś ważnego, zbyt ważnego żeby nie próbować cię szukać... Estrelo...
- Tak?
- Kocham cię...

Od Stada

Czekaliśmy na Seremię, Markusa i Michaela, którzy poszli sprawdzić co za dym unosi się nad lasem. Zaczęliśmy się niepokoić, bo długo nie wracali. Wreszcie podbiegli do nas Michael i Markus, jednak nie było widać Seremii...
- Seremię... porwali ludzie! - Wydyszał Markus ostatkiem sił.
- Jak to się stało?! Mieliście przecież ich tylko obserwować...
- Porozstawiali pułapki, są przygotowani.
- Musimy jej pomóc! Myślisz że jest jeszcze szansa, że żyje?
- Na pewno żyje. Słyszałem że nie zabite wilki są więcej warte...
- W takim razie, postanowione! - wtrącił Michael - Kiedy ruszamy?

Od Michaela

- Jak najszybciej - stwierdził Markus.
- Za bardzo rzucamy się w oczy - stwierdził nagle Michael. - Pójdę sam.
- Nie!!! - jak na komende zaczęli wszyscy wołać.
- Dam rady. Nie zobaczą mnie.
- Wrodziłeś się w swoją matkę. - Markus pokręcił głową. - Idź na zwiady. Dołączymy później.
Tak więc poszłem. Dotarłem szybko, i zobaczyłem ją na wybiegu ogrodzonego siatką i drutem kolczastym.
Zawołałem.

Od Seremii


Wrzucili mnie tu. Próbowałam się uwolnić, bez skutku. Nagle ktoś mnie zawołał.
- Matko!
- Michael! Co ty tu robisz?
- Próbuję cię ratować.
- Nie! Idź stąd!
- Czemu?
- Złapią i ciebie! - powiedziałam. Serce mnie bolało, gdy patrzyłam na niego.

- Najpierw trochę ich postraszę. Wypuszczą mnie.
- I tak tu wrócę, z całą watahą.
- Rób co chcesz, tylko idź stąd! - syknęłam. Z westchnieniem wycofał się w mrok...

Od Seremii

Zrobiłam to, co postanowiłam. Zawołałam najbardziej słodkim głosem, jakim dałam rady. I podziałało. Zjawił się strażnik. W tym momencie się zmieniłam w moją demonią postać człowieka:
Dozorca uciekł, porzucając klucze. Sięgnęłam po nie i wyszłam. W ciągu kilku minut doszłam do domu. Musiałam wszystkim opowiedzieć historię. Śmiali się do rozpuku...

Od Nocnej Furii

Trzymałam się na uboczu. Nie chciałam się wychylać. W końcu nie mogłam wiedzieć , ze przyjmą mnie do watahy nawet mnie nie znając. Jak na razie tylko obserwowałam. Nikt nie kwapił się , żeby nawiązać ze mną kontakt. Ale ja to rozumiem. Sama nie do końca jestem wobec nich ufna. Często chodziłam na jedno wzgórze, było tam małe oczko wodne. Nienawidzę swojej ludzkiej postaci... Nienawidzę siebie. Na to wzgórze chodzę tylko po to by nie zapomnieć kim jestem i jak wyglądam jako człowiek. Zmieniając się w człowieka nie czułam nic oprócz bólu, że znów muszę patrzeć na swoją twarz. Podskoczyłam słysząc , ze ktoś się zbliża, był to...

Od Michaela

Już długo kręciła się w okolicy. Wreszcie nie wytrzymałem. Podeszłam do niej.
- Szukasz tu czegoś?
- Ja... tak... to znaczy nie... sama nie wiem...
- Niech zgadnę; chcesz dołączyć?
- Skąd wiesz?
- Czytam w myślach.
- Ach... Tak chciałabym dołączyć, ale nie pasuję tu.
- Można wiedzieć, czemu?
- Wszyscy jesteście tacy... piękni, a ja...
- Ty równierz. - przerwałem jej. - Jeśli chcesz dołączyć, to po prostu chodź. - powiedziałem i ruszyłem w stronę innych. Powoli ruszyła za mną. Opowiedziałem wszystko mojej matce, która, jak zwykle, była wyrozumiała:
- Oczywiście, że możesz dołączyć. Nikt nie powinien być sam. - rzuciła. - Michael, wytłumacz jej wszystko.
Tak więc poszliśmy, wybrała sobie stanowisko, a ja czułem, że wybrałem ją...

Od Seremii

Coś wydawało mi się podejrzane. Słyszałam szelest. Oddaliłam sie od reszty. Nagle skoczył na mnie olbrzymi wilk. Próbowałam się wyrwać, lecz nie dałam rady. Zostałam unieruchomiona znanym mi chwytem. Opanowała mnie radość.
- Kyle! To naprawdę ty?
- Seremia? Wyglądasz całkiem inaczej.
- Wiem, ale co ty tu robisz?
- Błąkam się po świecie.
- Cieszę się, że cię widzę. - przytuliłam się do niego. Nie widziałam brata od ponad 3 lat. - Chodź, musisz poznać moją rodzinę. - zaciągnęłam go do watahy. Wszyscy patrzyli podejrzliwie, a Markus nawet z zazdrością. Jednak kiedy go przedstawiłam, wszyscy byli zdumieni.
- Nie wiedziałem, że masz brata. - powiedział  Markus, gdy Michael odciągnął Kyle'a od nas.
- Myślałam, że nie żyje.
- Przyjmiesz go?
- Oczywiście.
- A więc mu to powiedz. - i zrobiłam to. Był zadziwiony, lecz szczęśliwy.

Od Nocnej Furii

Noc.. Strasznie tu pięknie, gdy nie widać szczegółów przyrody.. Można się domyślać wielu rzeczy.. Nagle powróciły do mnie wspomnienia dzisiejszego dnia. Michael był bardzo miły. Nikt jeszcze tak na mnie nie patrzył .. Od jego serca bije tyle dobra. Głupia! Jak możesz myśleć , że młodszy alfa będzie chciał po prostu Ciebie? Tyle pięknych wilczyc obraca się przy jego boku. Zawsze pozostawało mi marzyć. Mam zbyt mroczne tajemnice by móc go w to wciągać. Ale od kiedy tylko go zobaczyłam, wiedziałam, ze należę do niego. Czułam się przy nim taka słaba. Nie wiem jak długo będę mogła tu zostać, ale skoro Michael potrafi czytać w myślach muszę być bardzo ostrożna. Nie mogę pozwolić mu się narażać. Tak bardzo chciałam wymazać z myśli jego uśmiech.. Nikt nie znał mego prawdziwego imienia.. A ci , którzy mnie ścigali... Nazywali mnie Nocną Furią. Usłyszałam szept:
 - Śpisz?
 - Nie, nie śpię. Co ty tu robisz? Nie powinno Cię tu być.
 - Ja... Ja myślałem, że może poszłabyś ze mną na nocną przechadzkę? - dalej szeptał Michael.
 - Michael, nie wiem czy to dobry pomysł, jesteś samcem alfa, a ja...
 - A ty?
 - Jeszcze nikim.
 - Coś ukrywasz, prawda?
 -Nic nie ujdzie Ci płazem?- uśmiechnęłam się w myślach
 - Nie.
 - No to tak.
 - Więc może na tym spacerze porozmawiamy? Opowiesz mi coś o sobie?
 - Wiesz już wszystko, co powinieneś.
 - Nie wiem nic.
 - Tak dla Ciebie lepiej. Nie chcę żeby coś Ci się stało.
 - A co aż taka z Ciebie groźna samica? - Zaśmiał się, a w jego oczach błysła ciekawość.
 -Możliwe.- zachichotałam- jak mnie znajdziesz opowiem Ci wszystko co tylko zechcesz.- rzuciłam i zniknęłam w zaroślach.
Michael zaśmiał się i ruszył w pościg. Zamierzał wygrać.

Od Michaela do Nocnej Furii

Dogoniłem ją i przewróciłem na trawę.
- I co? Powiesz mi teraz coś o sobie?
- Ale co?
- Na przykład, czy mogę do ciebie mówić w jakimś skrócie, bo ,,Nocna Furia" sprawia, że wyglądasz jak sztywniacha.
- Nie mam pojęcia.
- A wiesz gdzie jesteśmy?
- Też nie.
- W moim ulubionym miejscu. Co prawda teraz nie wiele widać ale jeśli chcesz, mogę przesłać ci wizję.
- Potrafisz?!
- Tak, ale nikomu ani słowa. Chcesz zobaczyć?
- Jasne! - więc pokazałem jej.
Westchnęła zachwycona. Korzystając z momentu jej nieuwagi, zepchnąłem ją do wody. Krzyknęła oburzona, ja zaś się zaśmiałem.
- Może zmienisz się w człowieka? W tej wodzie futro ciągnie pod wodę. - zawołałem. Używając swojej mocy, jako że na wodzie były głębokie cienie, zaczełem ciągnąć ją w dół. Szybko zmieniła się w człowieka. Wskoczyłem za nią, równierz jako człowiek.
- Będziemy cali mokrzy. - zawodziła.
- O to się nie martw. Niedaleko jest bagno, nad którym wiatr jest tak silny, że wyschniesz od razu. Chodziłem tam jako dziecko, by matka nie wiedziała o pływaniu. Zabraniała mi. - powiedziałem. Jeszcze raz ściągnąłem ją w dół, i, by się ratować, złapała się mnie. Z uśmiechem przytuliłem ją do siebie, a gdy próbowała wyrwać, pocałowałem. Była zaskoczona, lecz oddała mi się bez sprzeciwu. Sprawdzałem, co myśli, lecz nie myślała nic.
- Kocham cię, wiesz, piękna?
- Nie jestem piękna.
- Jeśli jeszcze raz tak powiesz, to utopię i ciebie, i siebie. - zagroziłem.
- Na pewno nie.
- Założymy się?
- NIE!!! - wrzasnęła. Roześmiałem się. Jeszcze raz pocałowałem. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem nad bagnisko. Leżeliśmy nad brzegiem, schnąc, i rozmawiając ze sobą. Powoli jej powieki zaczęły opadać. Usnęła na mojej piersi. Po chwili usnąłem i ja. Godzinę później obudziłem się. Wstała zaraz za mną.
- Jutro wieczorem znowu się spotkamy. Do tego czasu pomyśl, co mi o sobie opowiesz, i jak mogę cię nazywać.

(Nocna Furio, dokończysz?)

Od Nocnej Furii do Michaela

Wróciłam po długim i mokrym wieczorze uśmiechając się sama do siebie. Jak to możliwe? Nie wiem. Kocham go. Chyba tak po prostu. Nie umiem opisać tego uczucia. Nigdy nie czułam czegoś takiego do drugiej osoby. Z wyjątkiem... Tak... z wyjątkiem jego. Mojego ojca. Musiałam powiedzieć mu prawdę o sobie, nie chciałam ukrywać przed nim niczego. Z drugiej strony wiedziałam, że to niebezpieczne. Może mnie nie chcieć kiedy się dowie. Postanowiłam. Powiem mu. Nie powiedzenie tego co ukrywam równa się z kłamstwem.. Boję się , że go stracę, że stracę to co mam. Kiedy poczułam jego ciepłe usta na swoich myślałam, że zaraz eksploduje. Wszystko we mnie się sprzeciwiało, mój rozum. Ale moja wilcza cześć, moje ciało nie zamierzało mnie słuchać. Oddałam mu się. Wlałam jak woda w foremkę. Kładąc się spać moją ostatnią myślą było to czy on też o mnie myśli..
Rano kiedy otworzyłam oczy zobaczyła oczy ciekawskiej wiewiórki wpatrującej się we mnie. Fuknęłam zadowolona, ze ciekawskie zwierzę uciekło. Postanowiłam pójść tam, gdzie go poznałam, na wzgórze. Zmieniłam się w człowieka i spokojnie ruszyłam do wielkiej gruszy. Jej owoce są niezwykle słodkie, moje ulubione. Jedząc zauważyłam Michaela, patrzył się w moją stronę, uśmiechnęłam się i zadziornie odwróciłam głowę. Kiedy znów chciałam zerknąć czy idzie, uderzyłam nosem w jego pierś.
-Znowu na mnie wpadasz?- zaśmiał się.
- Znowu zadajesz irytujące pytania?-zrobiła minę zwycięzcy po czym dała mu kuksańca w bok.
-Zastanowiłaś się nad TYM?
-Tak, powiem Ci wszystko. W końcu wygrałeś.
-Więc?
-Pochodzę z małej wioski, nie daleko morza. Tam żyłam z tatą. Moja mama była wilczycą, należała do watahy..umarła przy porodzie. Tata natomiast był człowiekiem. - Widziała jego zdziwione oczy, ale kontynuowała - Tak, jestem w większej mierze człowiekiem niż wilkiem. Wracając... Tata nie wiedział o tym, że mama jest wilkołakiem. Nawet nie podejrzewał. Kiedy zobaczył jak pierwszy raz się przemieniłam mając 2 lata oddał mnie do...- łzy zebrały mi się w oczach - do cyrku.
-Ja...Przepraszam, ze byłem ciekawski...
-Przestań. Potem było już tylko gorzej. Kiedy uciekłam stamtąd, próbowali mnie łapać, z resztą dalej próbuję. Są bardzo złymi ludźmi... Dlatego nie chciałam Cię wtajemniczać.
-Rozumiem. A co z twoim imieniem? Mogę je poznać?
-Ojciec kiedyś nadał mi imię. Ale nie wiem czy jest jeszcze ważne...
-No dalej... śmiało - uśmiechnął się.
 -Mia. - nieśmiało spojrzałam w jego oczy ujrzałam w nich...

Od Michaela do Mii


...Miłość.
- Mia. Piękne imię dla pięknej wilczycy. - powiedziałem.
- A ty znowu swoje...
- Tak, ja znowu swoje. Masz się z tym pogodzić, jak mamy być razem.
- Razem?!
- Aha. Kocham cię. Innego wyjścia nie ma.
- Skoro tak mówisz...
- ...To tak musi być. Co powiesz na ślub jeszcze dzisiaj?
- Co?!
- Tak, Mio. - uklęknąłem na jednym kolanie i pokazałem pierścionek. - Czy wyjdziesz za mnie?

(Mio, odpowiesz?)

Od Mii do Michaela

Z zaskoczenia nie mogłam wydać z siebie tchu!
- Michaelu - wysapałam - ja... oni mnie poszukują, nie mogę Cię narażać. Poza tym jesteś wilkiem alfa. Nie wiem czy... czy ja mogę...
-Mia, błagam Cię. Marzyłem o Tobie od kiedy tylko spojrzałem w twoje oczy... Ja - chciał mówić dalej, ale mu nie pozwoliłam. Zamknęłam jego usta pocałunkiem. Kiedy wreszcie się od siebie oderwaliśmy szepnęłam:
- Tak. - Z radości popłynęły mi łzy. - Tak, Michaelu, Ja również Cię Kocham.
Michael złapał mnie w ramiona i ścisną tak, ze nie mogłam oddychać.
- Hej, tygrysie, zaraz mnie zgnie... - chciałam dokończyć zdanie, ale poczułam przeszywający ból w plecach. Przed oczami zrobiło mi się ciemno, ostatnie co poczułam to jak grot strzały wynurzał się z mojego człowieczego, tak słabego ciała. Później nie pamiętałam już nic.

Od Michaela do Mii

- Nie!!! - krzyknąłem i złapałem ją w ramiona, zanim zdążyła upaść. Zobaczyłem ludzi uzbrojonych w łuki i strzelby. Najwidoczniej właściciel cyrku i jego banda. Zanim pomyślałem, zmieniłem się w wilka, wydobywając z głębi mojej duszy geny mojej matki, geny demona. Poczułem, jak zacząłem się zmieniać. Cień i demon, istotność prawie identyczna, zlała się w jedność. Zaatakowałem. Wchłonąłem ich dusze, tak jak moja matka. stali się pyłem rozwiewanym przez wiatr. Obejrzałem dzieło mojego zniszczenia, i jęknąłem.
- Mia! - zawołałem i uklękłem przy niej. Ciężko oddychała. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do mojej jaskini. Wcześniej wstawiłem tam drzwi, więc nikt nie mógł nas widzieć. Położyłem ją na moim posłaniu i złamałem strzałę. Delikatnie wyciągnąłem grot. Krwawiła mocno. Trzeba było ją opatrzyć. Ściągnąłem jej bluzkę, i za pomocą mocy zabliźniłem ranę. Całe ubranie miała przesiąknięte krwią, więc je ściągnąłem, a następnie ubrałem w swoje własne ubranie.

Od Mii do Michaela

Miałam głupie sny. O tym jak Michael zdejmował mi ubranie, a ja zdecydowanie mu zaprzeczałam. Kiedy wybudziłam się z sennej mgły, ujrzałam wnętrze jaskini.
- Gdzie ja... Auć! - jęknęłam.
- Mia! Tak bardzo się cieszę, że nic Ci nie jest. - Ujrzałam uradowanego Michaela. Spojrzałam w dół. Potem znów w górę i w dół. Zauważyłam, ze nie mam na sobie swojego ubrania. Zawstydzona zaczęłam sobie przypominać co się stało.
- Jak się czujesz najdroższa? - usłyszała troskę w jego głosie.
- Czy ty...tyyy... Ty mnie rozebrałeś?
- Musiałem, twoje ubranie było całe we krwi. - Zaczął tłumaczyć, a potem uśmiechnął się zuchwale. - No, ale nawet mimo krwawej rany, jesteś sexy.
Chciałam się zaśmiać, ale kiedy tylko moja klatka piersiowa się podniosła jęknęłam z bólu.
- Ostrożnie, uważaj. To świeża rana. Mimo blizny w środku nadal się goi.
- Jak długo spałam?
- Trzy dni.
- I Ty ciągle tu tkwisz?
- Owszem, nie mógłbym inaczej.
Poczułam kolejny przypływ rumieńców.
- Dziękuję Michaelu, uratowałeś mi życie.
- To był mój obowiązek, z resztą też byś tak zrobiła. Czy mówiłem Ci jak pięknie wyglądasz w męskiej koszuli?
Uśmiechnęłam się.
- A czy ja mówiłam Tobie, ze jesteś głuptasem? Ehhh z resztą jest z tego niezła blizna...
- Kocham Cię, Mio. I Choćbyś wyglądała jak sto spoconych wilków, i tak też pachniała, to ja nadal chcę mieć Cię u swego boku. No chyba, że na starość cała sierść Ci wypadnie, to bym się zastanowił. - Zaśmiał się głośno i puścił mi oczko. Podniósł się z siedzenia, położył koło mnie i objął ramieniem. Zamknęłam oczy. Czułam się z nim bezpiecznie. Dreszcze zalewały moje ciało gdy wodził palcem po mojej twarzy, potem talii. Nigdy nie czułam czegoś takiego. Delikatnie obsypywał moje ciało pocałunkami.. Uniósł moją brodę, zrobił to tak delikatnie, ze nawet nie wiedziałam kiedy. Całowaliśmy się namiętnie, nawet nie wiedziałam kiedy nasze ciała stały się nagie. W uścisku namiętności nie mogliśmy się od siebie oderwać...

Od Michaela Do Mii

Nagle jęknęła z bólu.
- Poczekamy jeszcze trochę, aż wszystko się zagoi. - wyszeptałem.
- Nie, nic mi nie jest.
- Nie kłam. W twoich myślach czytam, że ledwo powstrzymujesz słabość.
- Tak... Zapomniałam o tym.
- Jeśli chcesz, możemy tak leżeć, ale nic więcej.
- Dobrze. - westchnęł cichutko i ułożyła się wygodniej. Po chwili spaliśmy.
*****************************************************************
Obudziliśmy się wcześnie. Nie pozwoliłem jej jeszcze wstawać, lecz za jej prośbą wyniosłem ją na dwór. Pomyślałem, że musimy uważać. Raz była tu moja matka, niepokojąca się o mnie. Co prawda, znikałem kiedyś na kilka dni, ale wtedy mieszkałem jeszcze razem z rodzicami. Teraz sam. Chociaż, od kilku dni nie. Mia mieszkała ze mną. I już nigdy jej nie wypuszczę.
- Michael?
- Uhm?
- Nie ściskaj tak mocno.
- Wybacz. - uśmiechnąłem się i zluźniłem chwyt.
- Wiesz, chyba trzeba powiedzieć watasze, że jesteśmy razem.
- Uh, zaczynam się bać. Na sto procent moja matka najpierw sie popłacze, następnie cie przytuli, a na koniec opowie wszystkim wszystko z takim triumpfem w głosie, jakby właśnie wygrała bitwe z całym światem. I musisz uważać na swoje myśli.
- A czemu?
- Nie tylko ja czytam w myślach.
- Och.
- Może jeszcze kilka dni poczekamy?
- Jestem za.
- Wiedziałem. - powiedziałem z uśmiechem.

Od Mii do Michaela

Rano obudziłam się po kilku dniach przebywania u Michaela. Był badzo troskliwy, miły, kochany, delikatny... Ahhh. Zawsze marzyłam by spotkać kogoś takiego. Bałam się jednak reakcji jego rodziny na to, że jesteśmy razem. Mogą mnie nie zaakceptować. Kiedy przyszła jego matka, była tak zmartwiona... Zazdrościłam Michaelowi, o mnie nikt się tak nie troszczył.

- Witaj, słoneczko, wyspałaś się?
Gwałtownie odwróciłam głowę i zerknęłam na jego zaspaną twarz, wczorajszy zarost... Był taki przystojny w tych roztrzepanych włosach.
- Tak, wyspałam. - uśmiechnęłam się do niego - a ty chyba nie bardzo?
- Całą noc musiałem powiększać jaskinię dla naszej dwójki, jest trochę przy mała, nie sądzisz?
- Ale jakto? To jaa... ja mam mieszkać z Tobą?
- Pewnie, no teraz jesteś skazana na mnie. - uśmiechną się szyderczo.
- Mówisz tak jakby to była kara. - mruknęłam. - Podniosłam się i ze zdziwienia otworzyłam szeroko oczy. - Tak! Wreszcie! Michaelu udało się!
- Mio, Mio co się stało? O co chodzi? - zaśmiał się.
- Nie czuję już bólu! Mogę biegać! - Krzyknęłam po czym zmieniłam się w wilka w jednych skoku i wybiegłam na dwór. Było pięknie wszędzie były kwiaty, latały motyle... Położyłam się na trawie. Wdychałam zapach świeżego powietrza. Znów zmieniłam się w człowieka. Biegając w rozpuszczonych i roztrzepanych włosach, wygniecionej koszuli Michaela i w dodatku na boso śpiewałam starą japońską pieśń. Zerknęłam w stronę jaskini, i nagle pozieleniałam ze wstydu. Michael cały czas mnie obserwował z dziwnym zachwytem w oczach. Postanowiłam, że musze się w coś ubrać i szybko ruszyłam w stronę mojej norki. Wciągnęłam na siebie znoszone rurki, i obcisły zielony top. Do tego wciągnełam czarne trampki, i ruszyłam w stronę jaskini Michaela z ładnie złożoną koszulą w ręku.
- Dziękuję, Michaelu, myślę, że na razie nie będzie mi potrzebna.
- Pięknie wyglądasz, w szczególności bez tych wszystkich ubrań. - Zaśmiał się.
- Prosiaku!
- Sądząc po twoim wyglądzie, kiedy tańczyłaś, to ty jesteś prosiakiem. - na chwilę przerwał, by się jej przyjrzeć. - Kiedy zauważyłaś, ze patrzę, zrobiłaś się niezwykle różowa. - zarechotał i cmoknął ją w policzek.
- No bo... No bo ja nie wiedziałam, że ktoś patrzy...
- Byłaś... Byłaś...
- Tak?
- Wyglądałaś tak...

Od Michaela do Mii

- ...Magicznie. - dokończyłem, a ona jak zwykle sie zarumieniła.
- Nie przesadzaj.
- Pamiętaj, że jestem alfą. Musi być tak, jak powiem.
- Pod warunkiem, że ktoś cie słucha.
- Tak tak, jasne. Możemy wejść do środka? Nie najlepiej się czuję.
- Co ci jest? - dotknęła mojego czoła. - Masz gorączkę!
- Może trochę.
- Nie trochę, tylko jesteś rozpalony jak piec!
- I mąci mi się przed oczami. - dodałem grobowym głosem.
- Tak nie może być. W tej chwili idziesz do łóżka.
- Sam?
- Oczywiście. Ja muszę sie tobą zająć.
- Chyba się posłucham.
- Idziemy. - powiedziała stanowczo i zaciągnęła mnie na posłanie. Pryniosła zimnej wody, zwilżyła ściereczkę i położyła mi ją na oczach. Chłód zmniejszał ból głowy, lecz zaczęły boleć oczy. Sciągnąłem opatrunek i krzyknąłem z trwogą.
- Michael! Co się stało?! - Mia przybiegła natychmiast.
- Ja... Nic nie widzę!

Od Mii do Michaela

Zdesperowana nie wiedziałam co mam robić! Mój ukochany traci wzrok. Szybko pocałowałam go w czoło, i wybiegłam. Zebrałam liście mięty i parę fiołków. Szybko jeszcze musiałam biec do mojej nory po torbę. Przyleciałam natychmiast, niczym burza. Byłam zadowolona z siebie, że straszna pani z cyrku nauczyła mnie kilku sztuczek. Rozgniotła kwiatki, dodała miętę, i wlała oleisty płyn o słodkim zapachu. Do tego gryząc się w palec, dodała kilka kropel krwi. Zaczęła śpiewać i mieszać wszystko razem.
- Mia, ogólnie to nie narzekam, ale czy ty śpiewasz kiedy ja tracę wzrok?
- Ćśśśś.
- Dobrze, już dobrze będę cicho. - Stęknął obrażony i próbował wygodniej się ułożyć.
Kiedy wreszcie skończyłam wytararłam ręce.
- Podnieś się. - nakazałam.
Michael powąchał zawartość miseczki i parsknął:
- Kochana, jak masz tak gotować to może zamienimy się na role, jeśli chodzi o gary?
- Może najpierw posmakuj? - zaproponowałam.
Lękliwie spróbował, potem jadł coraz pewniej, później wcinał tak szybko, że nie widziałam, kiedy wszystko zniknęło z miseczki.
- Spokojnie, bo się udławisz!
- Co to było? Czegoś tak dobrego jeszcze w życiu nie jadłem. Z czego to zrobiłaś?
- Powiem Ci jak wyzdrowiejesz. Zamrugaj i powiedz czy się rozjaśnia.
- Tak, zaczynam widzieć, ale przez mgłę. - stęknął i zamknął oczy.
- Po kilku dniach powinno wszystko wrócić do normy. - Uśmiechnęłam się i pogładziłam go po włosach.
- A dostanę dokładkę? - Uśmiechnął się niczym dziecko proszące o lizaka.
- Rumaku, nie zapędzaj się. Ale obiecuje, że za chwilę coś przyrządze. - zachichotała cicho i ruszyła w stronę kuchni.

Od Michaela do Mii

Jeszcze kilka dni się polepszało, lecz później było tylko gorzej. Wreszcie ślepota wróciła.
- Musimy iść do mojej matki. Bedzie wiedziała, co zrobić.
- Tak, oczywiście. Poprowadzę cię. - poszliśmy do Seremii. Jak zwykle znała na wszystko odpowiedź.
- Myślałam, że już nigdy się nie zacznie.
- Jak nigdy nie zacznie?
- Jesteś w połowie wilkiem demonem. Dla demona pierwsze użycie pełnej mocy jest bardzo męczące. Dam rady to usunąć, ale ostrzegam, to bardzo bolesne.
- Spoko. Wytrzymam. - uśmiechnąłem sie blado.
- Oj, nie wytrzymasz. Wiesz dobrze, że ja wytrzymuje więcej, niż ty, a jednak wtedy nie wytrzymałam.
- To wogóle możliwe?
- Oczywiście, że tak. Nie jestem z kamienia. - zmarszczyła groźnie brwi.
- No to co zrobić?
- Będziemy musieli cię przywiązać.
- Nie!
- Właśnie, że tak. Inaczej nic nie mogę zrobić.
- Ok, dobra.
- To chodź. - wzięły mnie za ręce i zaprowadziły do pokoju matki. Nie widziałem nic, ale pamiętałem, że było tam pięknie. Posadziły mnie na fotelu. Poczułem sznury opasujące mnie mocno. Nie mogłem się ruszyć.
- Mia, trzymaj jego głowę. - rozmawiały, jakby mnie tam nie było. Poczułem ręce Mii na swoich włosach, a po chwili słone krople na twarzy. I poczułem swąd spalenizny. Nagle ostry ból w oku sprawił, ze moje ciało napieło się. Seremia rozcinała mi oko. Pomyślałem, że nie jest aż tak źle, lecz w jej myślach przeczytałem, że to najłagodniejsza procedura. Chwilę po tej myśli poczułem gorąco, i pieczenie oka. Nie powstrzymałem się, krzyknąłem. I ogarnęła mnie ciemność.

Od Mii do Michaela

Byłam bardzo zdezorientowana. Gładziłam go po głowie, szeptałam miłe słowa do ucha, byle tylko nie musiał tak bardzo cierpieć. Kiedy zemdlał, poczułam ulgę. Wyłączył się. Nie czuł już bólu chociaż przez chwilę... Seremia bardzo długo pracowała przy nim aż w końcu wyciągnęła z jego oczu czarne płatki róż. Kazała mi, abym pomogła przy jego opatrywaniu. Delikatnie trzymałam jego głowę, pilnie obserwowałam jak to się robi, aby na przyszłość wiedzieć jak to wszystko wykonać.
- Dużo was łączy, prawda, Mio?- zagadnęła Seremia i uśmiechnęła się lekko.
- Nie... To znaczy... To znaczy tak. - bałam się z nią rozmawiać.
- Też masz do tego rękę. Jestem zadowolona, że mój syn wybrał właśnie Ciebie. Już myślałam, że zostanie sam. Nie ma tu tak czułych i ciepłych kobiet, która dorównują Tobie. Masz dobre serce. Czuję to.
- Dziękuje, ale to nic takiego, ja tylko odkaziłam ranę. Myślałam, że pomoże wywar z Róży egipskiej, wymieszanej z krwią, miętą i...
- Wiem, znam tą metodę, jest bardzo dobra. I smaczna, jak dla takiego łasucha jak Michael. - zaśmiała się. - Ty masz gdzieś tu rodzinę? Z jakiej pochodzisz Watahy? - przywołałam myśli o dzieciństwie, o tym co się stało. Wiedziałam, że Seremia czyta mi w myślach. Widziałam jak blednie.
- Moje dziecko... Tyle złego Cię spotkało! - zasmuciła się, chwilę potem powróciłyśmy do rozmowy o Michaelu. Dowiedziałam się o kilku śmiesznych szczegółach z jego dzieciństwa. Później Seremia pokazała mi jak go pielęgnować. Będzie musiał leżeć trzy dni. Pomogła mi go zanieść do jego jaskini. Szybko przygotowałam jego łóżko, i ułożyłyśmy go wygodnie na pościeli. Nakryłam go kocem.
- Dziękuję. - powiedziałam, zanim Seremia wyszła.
Odpowiedziała uśmiechem i ruszyła spokojnym krokiem do domu.
Usiadłam przy Michaelu. Gładziłam jego włosy, policzki, trzymałam go za ręce. Wreszcie postanowiłam posprzątać w tej zakurzonej jaskini. Kiedy skończyłam sama wyglądałam jak kosmołuch, więc szybko poszłam się umyć. Zastanawiałam się co zrobić, by sprawić Michaelowi przyjemność. Postanowiłam upiec ciastka. Długo się z tym męczyłam, a Michael obudził się godzinę po tym jak już zdąrzyłam wszystko ogarnąć...

Od Michaela do Mii

Obudził mnie uporczywy ból głowy i oczu. Poczułem coś na twarzy. Zerwałem to i oślepiło mnie jasne światło. Walcząc ze słabością wstałem i zajrzałem do kuchni. Mia krzątała się wszędzie, i od razu rzuciła mi się w oczy niezwykła czystość.
- No nie mów, że tu posprzątałaś. - zawołałem.
- Michael! Nie powinieneś wstawać!
- Miałem pozwolić ci robić chaos jeszcze większy niż jest?
- Ja tu tylko posprzątałam. - broniła się, a ja ze śmiechem przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem.
- Czy możesz chociaż na chwilę zostawić robotę i zostać ze mną?
- Jasne. - odpowiedziała. Usiedliśmy na łóżku i rozmawialiśmy. Nagle wpadł mi do głowy wyjątkowo perfidny pomysł.
- Wiesz, trochę niewygodnie mi w tej koszuli. - rzuciłem. - Pomożesz mi się przebrać?
- Ja...
- Tak?
- Och, no dobrze. - westchnęła. Oparłem się plecami o ścianę i pozwoliłem jej odpiąć moją koszulę. Lubiłem ćwiczyć, więc mogłem się pochwalić tak zwanym sixpakiem. Mia odwróciła wzrok, i zarumieniła się. Szybko przyniosła nową koszulę, podała mi ją i schowała się w kuchni. Musiałem ubrać się sam. Następnie podeszłem do niej cichutko i porwałem na ręce.
- Co robisz? - zapiszczała .
- Uciekłaś. Nieładnie. - uśmiechnąłem się szeroko i zaniosłem na łóżko. Ułożyłem ją na sobie i pocałowałem.
- Wiesz, że masz teraz w oczach takie same blizny, jak twoja matka?
- Wiem. A czy ty wiesz, że jesteś piękna?
- Skoro tak mówisz, to musi tak być.
- Tylko, jeśli ktoś mnie słucha.

Od Mii do Michaela

Gładził mój nosek palcem z góry na dół. Delikatne piegi były dowodem słonecznych dni. Zmarszczyłam nos.
- Ha, ha, ha, co to za mina? - zaśmiał się Michael.
- Kocham Cię. - powiedziałam i pocałowałam go. Zdziwiony ledwo łapał oddech, obracaliśmy się się na jego wielkim łóżku kilkanaście razy, aż w końcu spadliśmy. Nawet tego nie zauważając gładziłam jego włosy, czułam jego usta na swoich... Wszystko stawało się coraz mniej ważne, coraz bardziej namiętne, jaskinia wirowała wokół nas... Rano obudziło mnie słońce, promyki delikatnie muskały moją twarz. Stwierdziłam, że to nie ważne, obróciłam się na drugi bok, i spojrzałam wprost w szeroko otwarte oczy Michaela. Wpatrywał się we mnie. Zgadywałam, że pewnie już dłuższy czas. Wiedziałam, ze spaliśmy nago, ale wcale mnie to nie zawstydziło.
- Mio, przepraszam... - szeptał gładząc mój policzek. - Nie powinienem tego rozegrać tak gwałtownie... To był twój...
- Tak, pierwszy... - Uśmiechnęłam się. - Był najlepszy, jaki mogłam sobie wyobrazić.
Michael zaśmiał się, i poczuł dreszcze kiedy przejechałam palcem po jego szyi. Bez słów go rozumiałam, czuł się winny, bo nie wiedział, że tego chciałam. Ale postanowiłam, że na razie będzie trzymać go w niepewności.

Od Michaela do Mii

- Wiesz, myślę, że trzeba poimformować wszystkich.
- A ja myślę, że twoja matka już to zrobiła.
- Co?! - zawołałem.
- Kiedy byłeś nieprzytomny, rozmawiałem z twoją matką. Nie wiedziałam, że w dzieciństwie wkładałeś sobie robale do nosa.
- To była tajemnica!
- Nieważne. Chciałabym jeszcze tu zostać.
- Ja też. Poproszę matkę, by utworzyła nowe polecenia. Że każdy ma zbudować sobie dom.
- To by było dobrze.
- Pójdę jeszcze dzisiaj. A ty odpoczywaj.
- Dobrze.
- Aha, i jeszcze musisz zmienić stanowisko. Chyba, że chcesz je zachować.
- Ale jak zmienić?
- Na stanowisko młodszej alfy.

Od Mii do Michaela

Strasznie mnie to rozbiło. Jak mogłam tak po prostu zmienić pozycje? To przecież trochę nieetyczne... Co powiedzą inne wilki? Postanowiłam, że powiem Michaelowi, iż zmienię je dopiero, kiedy uaktywnimy nasz związek na zawsze. Bałam się małżeństwa... Kiedy tak leżeliśmy Michael powiedział mi datę ślubu... To już za miesiąc... A ja? Ja nawet nie wiem co mam zaplanować i jak... Będzie musiała porozmawiać z Seremią. Wiedziałam, że to mi pomoże... Dobrze, że Michael poinformował ją o dacie ślubu i wogóle o ślubie. Od kilku tygodni dziwnie się czułam. Miałam mdłosci, i częste napady senności. Zastanawiałam się co to może być. Kiedy nagle do mnie dotarło.
- O Boże! - Krzyknęłam.
- Co się stało? - podskoczyłam, kiedy nagle koło mnie pojawił sie Michael...
- Michaelu... Ja... Ja jestem w ciąży.

Od Michaela do Mii

Przez chwilę stałem, nie mogąc się poruszyć. Po chwili wpadłem w euforię.
- Mia, tak się cieszę! - zawołałem i wziąłem ją w ramiona.
- Naprawdę? - zapytała.
- Oczywiście! Musimy zacząć wymyślać imiona.
- Jakie?
- Zawsze podobało mi się imię Rose dla dziewczynki i Luke dla chłopaka.
- Ładne. Muszę jeszcze pomyśleć.
 - Będziemy też wszystko urządzać. Zacznę kłaść fundamenty domu, tu, w jaskini. Będzie podwójnie bezpiecznie.
- A ja gdzie na ten czas pójdę?
- Do mojej matki.
- I co będę tam robić?
- Paplać. Jeszcze dzisiaj ją poimformuję.
- No to dobrze.
- Na pewno nie będziesz się nudzić.
- Mam nadzieję.

Od Seremii do Mii

Po prostu szalałam z radości. Wnuki!
- Wiesz, Mio, nie możesz się przemęczać. - mówiłam.
- Ale czuję się dobrze.
- I co z tego? Myślę, że cię zbadam.
- Po co?
- Żeby wiedzieć, ile czasu mamy na przygotowania. - odpowiedziałam. Zgodziła się. Po wykonaniu badań byłam troszkę wściekła.
- Czemu nie powiedzieliście wcześniej?
- Jak wcześniej?
- Dziewczyno, wchodzisz w 2 miesiąc!
- Ale ja nie jestem tu tak długo!
- Jesteś tu od dwóch i pół. Czas leci szybko.
- Tak, za szybko.
- Teraz tak mówisz, ale niedługo będziesz się modliła, by ciąża już się skończyła. Będziesz cała obolała.

Od Mii do Seremii i Michaela

- Seremio?
- Tak?
- Obawiam się.
- To normalne. Ciąża na początku jest przerażająca, potem już tylko chcesz zobaczyć maluszka.
- Nie, nie obawiam się tego...
- Co masz na myśli?
- Widzisz, mówisz, że jestem w drugim miesiącu. - szybko zaczęłam. - Ale moje objawy pasują do 5... Czy coś ze mną nie tak?
- Hmmm, myślę, że... Nie, to nie może być to...
Poirytowana chciałam wiedzieć, co Seremia ma na myśli.
- Mio... Widzisz, zazwyczaj jest tak, że u nas, u wilkołaków, ciąża przebiega normalnie, ponieważ jesteśmy pół ludźmi... Ale zawsze są wyjątki od reguły...
- Co masz na myśli? - zaniepokoiłam się, że coś może zagrażać naszemu maleństwu.
- Nie musisz się obawiać, dziecku nic nie zagraża. Jednak rozwija się ono dużo szybciej. Co oznacza, że będzie dużo silniejszy, i dużo bardziej potężny. Ta moc jest darem, jak i również przekleństwem. Będzie na was ciążyć duża odpowiedzialność, aby dobrze wychować tego malucha. Myślę też, że mogę już stwierdzić płeć dziecka.


Zdziwiona tym co powiedziała mi Seremia, poczułam przypływ dumy i odpowiedzialności. Oznaczało to, że za dwa miesiące możemy spodziewać się dziecka.
- Mio! Gratuluję! Kochana, jakże się cieszę! Będziemy mieli dzielnego chłopca!
Nie mogłam się opanować z radości, szeroko się uśmiechnęłam, łzy radości zalały moje policzki.
- Pamiętaj jednak, moja droga, nie możesz się przemęczać ani stresować. Mój syn będzie miał dziecko! Cudownie! - zaśmiała się Seremia, i postanowiła powiedzieć reszcie watahy o tym cudzie. Jednak to właśnie ja postanowiłam powiedziec o wszystkim ukochanemu.
- Michael? - zawołałam zachrypniętym od łez głosem. Zjawił się natychmiast.
- I co? Mów szybko, najdroższa.
- Michael, będziemy mieli syna. Seremia dokładnie mnie zbadała... Widzisz, okazało się, że nasz syn to przypadek na wiele, wiele tysięcy.
- Jak to? Nie rozumiem.
- Rozwija się dużo szybciej niż inne szczeniaki, będzie też dużo silniejszy. Za dwa miesiące możemy spodziewać się małego Michaela. - zaśmiałam się.
- Och, kocham cię! krzyknął Michael po czym chciał mnie uściskać, ale zrezygnował z tego, ze względu na zaokrąglający się brzuszek.
- Nie dopuszczę, aby coś się stało Tobie albo naszemu synowi. A teraz idź odpocznij. Pewnie zmęczyła Cię droga przez tereny watahy.
- Michaelu, nic mi nie jest. Seremia powiedziała, że dziś wieczorem wydaje ucztę, w związku z nowym maleństwem w rodzinie. Musisz się pokazać, tatusiu. Nasz nowy dom może trochę poczekać.
- Masz rację. Chodźmy.

Od Mii

Okres ciąży minął szybko, nie miałam czasu, aby przygotować się do bycia matką. Od dwóch tygodni leżałam plackiem, Seremia i Michael tak postanowili. Powodem był mój ogromny brzuch. Nie byłam w stanie sama się dźwignąć. Kiedy musiałam gdzieś iść potrzebowałam pomocy drugiej osoby. Seremia wywnioskowała, ze poród lada dzień, dlatego od kilku dni przebywam u niej.
- Jak się miewa moja piękna? - kiedy usłyszałam głos ukochanego, myślałam że ze szczęścia chyba się popłaczę. Nie widziałam go kilka dni, bo wykańczał nasz dom.
- Już skończyłeś? - uśmiechnęłam się, kiedy kiwnął głową i z zadowoleniem pocałował brzuch.
- Chciałbym już ujżeć moje maleństwo... - głaskał mój brzuch delikatnie, patrząc na mnie łagodnie.
- Na dworze chyba nie ciekawie, prawda? - skrzywiłam się na myśl o tym, że zbiera się na burzę.
-Tak, boisz się burzy?
Na moim czole zebrały się krople potu, poczułam ból.
- Tak... - sapnęłam. Równo z pierwszym grzmotem krzyknęłam z bólu.
- Mia, co się dzieje? Seremia! - krzyknął Michael - Seremia! Mia rodzi!
Zjawiła się natychmiast. Kazała wyjsć Michaelowi, ten zły wyszedł i nie spokojnie chodził pod drzwiami. Ja czułam tylko ból. Krzyczałam coraz głośniej, a równomiernie ze mną burza szalała coraz mocniej.
- Widzę głowę! - szepnęła szczęsliwa Seremia, ale to wcale nie poszło tak łatwo. Po 3 godzinach wydostał się ze mnie mały chłopiec. Ah, mój mały chłopiec. Już tuliłam malca w ramionach, kiedy nagle poczułam kolejne skurcze. Seremia szybko owinęła malca i położyła do kołyski, podeszła do mnie.
- Będzie jeszcze jedno dziecko! - chciałam krzyknąć, ale nie miałam już siły.
Seremia coś krzyczała, ale jedyne co pamiętałam, to jak wyciągnęła z mego łona dużo mniejsze i delikatniejsze dziecko. Potem słyszała Michaela, poźniej straciłam przytomność...

Od Seremii

Kiedy było po sprawie, zawołałam Michaela. Przybiegł natychmiast.
- Jest już dobrze? - spytał prawie na bezdechu.
- Oczywiście. - odpowiedziałam spokojnie. - Chłopak i dziewczyna. Macie imiona?
- Mia chciała Elizabeth dla dziewczynki. Dla chłopaka ja miałem wybrać i mam. Będzie nazywał się Luke.
- Ładne imię.
- Mogę zobaczyć Mię?
- Ją jeszcze nie, ale dzieci tak.
- Gdzie są?
- Zaraz je przyniosę. - powiedziałam i poszłam spowrotem do pokoju. Michael chciał zaglądnąć za mną, lecz zamknęłam drzwi. Zaraz potem wyniosłam dzieci.
- Są piękne. - szepnął Michael. I miał rację. Dziewczynka miała bardzo jasne włoski, i skórę o kolorycie lekko ciemniejszym niż zwykle. Chłopak miał smoliście czarne włosy, trupio bladą skórę, i był wyraźnie spokojniejszy od siostry. Ja widziałam od razu, kim jest mały. Tak jak ja, demonem. Wiedziałam, że będę musiała go wychować, bo mój syn jest zbyt łagodny. Nie poradzi sobie.

Od Mii

Kiedy się obudziłam, było ciemno, w pokoju paliła się świeca. Rozejrzałam się, nie wiedząc gdzie jestem, ale po chwili zrozumiałam, że jestem w swoim nowym domu. Był piękny, ciepłe wnętrze oddawało harmonię mojej duszy. Podniosłam się i powędrowałam do drzwi w celu poszukiwań Michaela. Kiedy otworzyłam drwi ujrzałam go siedzącego przy kołyskach.
- Widzę, że świetnie sobie radzisz. - szepnęłam.
- Mia! Boże, jak mi brakowało twego spojrzenia!
- Aż tak długo byłam nieobecna?
- Nie, tylko kilka dni, wiesz, miałas ciężki poród... Straciłaś wiele krwi...
Usiadłam koło niego i pocałowałam.
- Michaelu, tu jest pięknie! Kocham Cię!
Uśmiechną się i zamknął moje usta pocałunkiem.
Dzieci spały spokojnie, patrzałam na nie i czułam jak z minuty na minute moja miłość do nich rośnie. Luke był grubiutkim bobaskiem z czarnymi włoskami i białej wręcz cerze. Natomiast Elizabeth była bardzo krucha, delikatna jak kwiatek, miała lekko rudawe loczki przypominające jedwab, a jej skóra miała złocisty kolor.
- Piękne, prawda? Mamy piękne dzieci. - szepnął Michael i objął mnie ramieniem. Wtem Elizabeth otworzyła swoje duże czarne oczy i zaczęła z przeogromnym zainteresowaniem badać swoją stopę. Dosłownie chwilę później zawył Luke nawet nie otwierając oczu.
- Chyba są głodne. - powiedziałam i poszłam szukać kuchni. W międzyczasie przyglądałam się Michaelowi i z rozbawieniem stwierdziłam, że próbuje równocześnie bujać dwoma kołyskami, ale wcale mu to nie wychodziło!

Od Seremii

Byłam naprawde szczęśliwa, lecz czekała mnie trudna rozmowa z Michaelem i Mią.
- Mia, Michael, mogę z wami porozmawiać? - zapytałam cicho.
- Oczywiście, ale z kim zostawić dzieci?
- To robota dla dziadka. - powiedziałam i zaraz potem zza moich pleców wychynął Markus i zaczął zachwycać się dziećmi.
- Możemy iść w ustronne miejsce?
- Do mojego pokoju? zaproponowała Mia.
- Może być. - odpowiedziałam. Przedstawiłam im całą sprawę jasno.
- Jak demonem? - zapytała ze strachem Mia.
- Tak jak ja. Będziecie potrzebować pomocy przy jego wychowaniu. Zwykle też w takim przypadku uspokajająco działa rodzeństwo.
- Nie da się tego jakoś załagodzić?
- Jest jeden sposób jak to ułatwić. Jako dziecko będzie mu trudniej pochamować agresję. Najlepszy pomysł to dać obojgu Eliksir.

Od Mii

Byłam rozbita! Jak to mój mały synek, taki urocze kochane dziecko, które nie umie robić nic innego jak tylko się uśmiechać, może być demonem. To było trudne i dla mnie, i Michaela.Widziałam to po jego minie.
- Jak działa ten eliksir? - spytałam.
- Hamuje negatywne emocje. - spokojnie wyjaśniła Seremia.
- W taki razie, skoro to ma zapewnić bezpieczeństwo naszym dzieciom, ja się zgadzam. A ty Mio? - powiedział Michael.
- Tak, zgadzam się. - powiedziałam cicho, ale serce mi krwawiło.
W rozmowie przerwał nam śmiech dzieci, kiedy Markus je rozbawiał, był w tym całkiem niezły, uznałam.
- A co z Elizabeth?
- Ona nie jest niebezpieczna. Jednak uważajcie na nią.
- Ty też to czujesz? - spytałam Seremi.
- Tak.
- O co chodzi? Co czuje? - zaniepokoił się Michael.
- Siłę, niesamowitą siłę. Jeszcze nigdy nie czułam czegoś takiego u innego wilka, czy nawet człowieka. - powiedziałam.
- Myślę, że to siła psychiczna. - powiedziała Seremia - Nie da się wniknąć do jej mysli, ani nawet na chwilę opanować umysłu. Ma niesamowitą aurę.
- Mio, czuje, że nasze dzieci to wielkie stworzenia. Musimy je tylko wychować na dobrych ludzi, a także wilki. - zaśmiał się Michael.

Od Estreli

Niewiele przypominam sobie z nocy spędzonej z Warrenem. Pamiętam, że nasze ciała były jednością, że nic nie mogło nas rozdzielić. Pamiętam księżyc świecący nad nami, odbijający się w nieruchomej tafli jeziora obserwował cały las pogrążony w ciemnościach...
Do samego rana spaliśmy objęci. Obudziły nas pierwsze promienie słońca które delikatnie muskały nas po twarzach...

Od Warrena

Rano, po nocy spędzonej z Estrelą poszedłem nad jezioro, lubiłem tam przesiadywać. Estrela została w mojej jaskini, chciała coś ugotować na śniadanie. Właśnie dochodziłem do jeziora, gdy usłyszałem krzyk. Od razu poznałem ten głos... Natychmiast przybiegłem, jak szybko się dało do jaskini. Estrela leżała na podłodze kurczowo trzymając się za brzuch. Oddychała bardzo płytko. Pomogłem jej wstać i położyć się na łóżku.
- Wszystko w porządku? Co się stało?!
- Warren... ja...
- Co się stało??- Estrela uśmiechnęła się blado i powiedziała:
- Niedługo nasza wataha powiększy się o kilku nowych członków...

Od Melissy

Budowanie domu szło mi kiepsko. Byłam samotną waderą... Mieszkałam w jaskini, gdzie postawiłam sobie skrzynkę pocztową, ponieważ często pisałam z moją siostrą... Pewnego razu przyszedł do mnie niesamowity list... Oto on:

 A to obrączka:

Nigdy nie czułam takiej radości, ale wiedziałam, że muszę uważać. Wiedziałam, że Alex zawsze ma rację...

Od Melissy

Przypominałam sobie treść listu:

''Sądziłaś, że już nigdy mnie nie zobaczysz. Po naszym szczęściu pozostały jedynie krwawe blizny. Myślałaś, że nie żyję, ale to nie tak... Twoja pozornie dobra siostra jest wszystkiemu winna. Musisz na nią uważać, bo ona chce cię zabić. Wrócę do ciebie najszybciej jak będę umiał. Siedzę w celi, w więzieniu. Nic nie zrobiłem, to twoja siostra mnie uwięziła. Jestem już prawie na wolności. Właściwie, to już się uwolniłem. Kocham cię szczerze i pragnę być z tobą na zawsze. Na dowód miłości przesyłam ci moją obrączkę. Zawsze kochający Alex.''

W kółko czytałam ostatnie zdanie... Płakałam... Ale bardzo bałam się mojej siostry. Od kilku dni nie odpisywałam na żaden jej list...

Od Michaela

Postanowiłem, że Luke będzie wychowywany w tym samym stopniu przez nas, co przez matkę. Juz teraz było to trudne zadanie. Mały był spokojny, do czasu, gdy coś mu się nie spodobało. Nie krzyczał, po prostu patrzył takim wzrokiem, jakby chciał nas wszystkich zabić. On i jego siostra rośli niezwykle szybko. W wieku dwóch tygodni potrafili wymawiać pojedyńcze słowa, dwóch miesięcy pokonywali kilku metrowe odcinki na własnych nogach. W pół roku byli jak czteroletnie dzieci. Radziliśmy sobie dobrze jeszcze przez rok. W wieku półtora roku można było o nich powiedzieć szesnastolatki. I wtedy zaczęły się kłopoty. Luke unikał towarzystwa, chronił się w lesie. Jedynie moja matka potrafiła sprowadzić go do domu. Wtedy rozmawiali cicho w jej ojczystym języku, języku demonów. Luke ,,lubiał" spędzć czas tylko z Elizabeth i moimi rodzicami. Czasami uciekał, i jeden przypadek zmienił życie wszystkich...
Jak zwykle siedział na drzewie i rozmyślał. Siedziałem w krzakach, pilnując jego bezpieczeństwa. Nagle, na horyzoncie pojawiły się wilki z innej watahy. Luke zeskoczył z drzewa.
- Czego tu chcecie? - zawołał.
- Zemsty i naszej ziemi!
- Ta ziemia należy do nas! - krzyknął Luke. Ja w myślach wysłałem ostrzeżenie do matki. Cała wataha stawiła się w ciągu minuty. Szykowała się walka.
- Nie macie czego tu szukać. - zawołała Seremia.
- Owszem, ziemi, którą nam zabrałaś.
- Nigdy nie była wasza!
- Ale będzie. Jest nas więcej.
- Tak, jasne. Już się boję. - Seremia jak zwykle pozostawał buńczuczna. Jedyne, co mnie martwiło, to Luke. Wściekał się. Przeczuwałem niebezpieczeństwo. I słusznie. Luke w jednej chwili przemienił się w wilka, i zaatakował. Rozszarpywał wrogów. Niedobitki uciekły. Nagle odwrócił się w naszą stronę, wciąż tocząc pianę z pyska. Skoczył na nas, lecz moja matka zbiła go z nóg. Atakowali się nawzajem, lecz młody, niedoświadczony wilk nie mógł się równać z alfą. Złapała go za kark takim chwytem, że popadł w omdlenie...

Od Mii

Po ostatnim incydencie z moim synem byłam załamana. Dalej czuje się okropnie. Nie powinnam pozwolić, żeby to się tak skończyło. Luke najwięcej czasu spędzał z Elizabeth i to mnie strasznie martwi. Boje się, że może stać się jej krzywda.
- Michaelu, czy nie powinniśmy martwić się o naszą Elizabeth?
- Czemu tak uważasz? - mruknął, siedząc na swoim ulubionym fotelu.
- Widzisz, Luke jest silny, zawsze sobie poradzi, jednak co, jeśli straci przy niej panowanie? Przy nas jest bezpieczna, ale co jak są sam na sam?
- Są do siebie bardzo przywiązani, Mio. Nie możemy im tego zabronić, są rodzeństwem, chociaż to faktycznie niepokojące...
- Już późno, a oni jeszcze nie wrócili ze swojego bagna... Martwię się, kochany, nie chce stracić naszych dzieci.
- Mia, moja kochana Mia - Michael podszedł do mnie i objął w pasie.
- Ostatnio tylko się zamartwiasz. Myślę, że powinniśmy na razie dać im spokój, Elizabeth jest przy nim bezpieczna. Tyle razy hamowała jego złość.
- Masz rację. Dziś nie powinniśmy się tym przejmować. Tym bardziej, że dziś mija rok od kiedy się zaręczyliśmy. - mruknęłam.
Michael zaśmiała się i pociągnął mnie za rękę w stronę naszego pokoju. Rozluźniłam się i postanowiłam dzisiejszy wieczór poświęcić tylko jemu. Już tak dawno nie spędzaliśmy czasu wspólnie, w ten sposób. Rozpływając się pod jego dotykiem, delikatnymi pocałunkami, odpowiadałam na jego pieszczoty. Później wszystko wirowało, tylko jego oczy... Ach, te jego oczy... Ciągle miałam je przed sobą.

Od Elizabeth

Jak zwykle siedziałam z bratem nad bagnem. On zajmował się swoimi rzeczami a ja się temu przyglądałam. Niczego więcej nie było nam trzeba. Wystarczaliśmy sobie.
- Elizabeth, czy ty się mnie boisz? - zaśmiałam się, i spojrzałam na niego swoimi wielkimi oczami. Wpatrywałam się w niego przez chwilę.
- Wiedziałem, że nie. Więc dlaczego wszyscy się mnie boją?
Dalej nie odpowiadając spoglądałam na niego wymownie.
- Masz rację, w sumie to ja sam się trochę siebie boję.
Nigdy się nie odzywałam. Wszystko, co chciałam powiedzieć, trzymałam w sobie. A on to rozumiał, czytał to z mojej duszy.
Mimo swoich zdolności nie mógł czytać mi w myślach, nikt nie mógł.
Kilka osób nawet myśli, że jestem niema. Jednak Luke wie.
- Elly, możesz?
Wiedziałam o co mu chodzi, zawsze wiem. Zaczęłam nucić jego ulubioną melodię. Widziałam jak jego mięśnie się rozluźniają. Myśli się uspokajają. Mój głos koił jego zburzone serce, wściekłą duszę. Wstał i podszedł do mnie. Siadając położył mi głowę na kolana, głaskałam go i czekałam aż otworzy oczy.
- Obiacaj, że nigdy mnie nie zostawisz. - mruknął prawie przez sen.
Kiwnęłam głową i ściszyłam głos czekając aż zaśnie. Przykryłam go swoją fioletową bluzą i czuwałam. Wiedziałam, że coś się kroi. Byłam gotowa go chronić.

Od Luke'a

Kochałem moją siostrę, lecz się bałem. Mogłem jej kiedyś zrobić krzywdę, panowałem nad sobą coraz mniej. Pragnienie krwi mną władało. Postanowiłem się odstresować. Najlepszy sposób to polowanie. Nie wiedziałem jednak, że skończy sie to fatalnie.

Szłem przez las. Zbliżałem sie do zakazanego miejsca, gdzie zawsze było ciemno. Nagle poczułem strach. Był gęsty jak smoła. Odwróciłem się i nade mną zobaczyłem zgraję Nuckelaveenów. Zaatakowały mnie. Uciekałem, siały taki strach, że ledwo żyłem. Byłem szybki, powoli jednak mnie doganiały. Nagle ziemia osunęła mi się spod nóg i spadłem w przepaść. Obijałem się o pojedyńcze skały, leciałem, zdaje się, bez końca. Wreszcie uderzyłem o ziemie. Ból pulsował mi w krwi. Nie widziałem nic. Leżałem w kałuży krwi. Nagle usłyszałem kroki. W krąg mdłego światła wkroczyła drobna istota. Dotknęła mojej twarzy. Widziałem i słyszałem coraz gorzej. Błogosławiona ciemność ukoiła mój ból...

Od Kyle'a

Dość długo już tu byłem. Pilnowałem stada. Moja siostra miała spore problemy z upilnowaniem swojego wnuka. Pewnego dnia całe stado wybrało się na polowanie. Ja zostałem. Luke jak zwykle gdzieś przepadł. Polowanie miało trwać kilka dni. Po trzech dniach wpadłem w niepokój. Byłem tu sam, a Luke'a nie było. Na szczęście następnego dnia wróciły wilki. Zapadła wrzawa, wszyscy zaczęli go szukać, i szukali tydzień. Przeszukaliśmy cały las, wszystkie tereny. Bez skutku.

Od Luke'a

Obudziła mnie obecność innej osoby. Otworzyłem oczy, lecz ciągle nic nie widziałem. Nie czułem nóg. Wogóle nie czułem nic oprócz rąk. Przesunąłem dłoń i natrafiłem na coś miękkiego. Zobaczyłem zarys postaci. Pochyliła się nade mną. Było mi gorąco i zimno jednocześnie. Usłyszałem cichy głos.
- Nie ruszaj się. To ci pomoże. - poczyłem ukłucie na przedramieniu i znów zapadłem w sen. Śniłem. Znów spadałem, ból mnie rozrywał. Nuckelaveeny patrzyły na mnie swoim okiem umieszczonym na czubku końskiego łba. I widziałem Elizabeth, płakała nad moim grobem. Obudziłem się, krzyknąłem i chciałem wstać, ale delikatne acz zdecydowane ręce przytrzymały mnie.
- Spokojnie. Już wszystko dobrze. To był tylko sen. - znów ten kobiecy głos. Wciąż starałem się coś zobaczyć jego posiadaczkę, ale mi sie nie udało. Wciąż było mi gorąco. Chciało mi się pić.
- Wody... - spróbowałem wyszeptać. Zrozumiała i przyłożyła mi kubek do warg. Piłem łapczywie. Westchnąłem. Głowa mi pękała, ciała nie czułem. Otworzyłem oczy. Tym razem zobaczyłem zarys postaci, która zlewała się z cieniem.
- Kim jesteś? - wyszeptałem. Moja wybawczyni znieruchomiała.
- Na razie nie musisz tego wiedzieć. Ważne byś wyzdrowiał, a nie zamęczał się pytaniami. - powiedziała smutnym głosem. Moje oczy powoli przyzwyczajały się do ciemności. Byłem w jaskini z wysolim sklepieniem. Dookoła były tylko skały. Gdzieś z boku widziałem słabe światełko, wskazujące na ujście z rozpadliny. Zacząłem śledzić wzrokiem mojego anioła. Rozpoznawałem ciemne włosy, podarte ubranie, lekki chód. I przygarbione smutkiem ramiona. Leżałem na wąskiej pryczy, dostawionej do ściany. Największym wysiłkiem uniosłem się i oparłem o ścianę. Teraz widziałem ją lepiej. Zaraz do mnie dopadła.
- Połóż się. - rozkazała.
- Najpierw powiedz, jak się nazywasz. - odpowiedziałem.
- A więc dobrze. Jestem Taiana. Teraz leż.
- Nie chcesz wiedzieć, jak ja się nazywam?
- Jak?
- Jestem Luke. - położyłem się z powrotem. Czułem, że wracały mi siły, lecz nie czułem nóg. Musiało sie coś stać podczas upadku. Jednak wolałem nie zamęczać się pytaniami. Ważne, że żyję. Liczy się tylko to.

Od Estreli

Warren długo się stawiał, ale zagroziłam, że sama się zabiję, jeśli nie pozwoli na wypróbowanie sposobu Seremii.
Wszystko szło dobrze. Podczas pełni poszliśmy na polanę księżycową, położyłam się na miękkiej trawie i czekałam. Seremia mówiła jakieś niezrozumiałe słowa i zamknęła oczy. Warren cały czas klęczał przy mnie i trzymał za rękę. Nagle Seremia przestała mówić i położyła ręce na mojej głowie. W jednej chwili ogarnęła mnie ciemność...

Kiedy się obudziłam, nie wiedziałam gdzie jestem... W końcu zorientowałam się, że leżę na własnym łóżku w mojej i Warrena jaskini. Nagle przypomniałam sobie czemu w ogóle spałam. Szybko usiadłam na łóżku i jęknęłam. Opanował mnie taki okropny skurcz, że od razu się położyłam. Nagle nade mną pojawił się Warren.
- Estrelo, wreszcie się obudziłaś! Byłaś w śpiączce cztery dni.
- Co ty mi tu o śpiączkach gadasz! - ofuknęłam go - Gdzie nasze dzieci?!
- O, tutaj - powiedział Warren i odsunął się. Moim oczom ukazały się... dwie kołyski!
- Co... dwie?! Czy to znaczy - łzy napłynęły mi do oczu - że trzecie dziecko... NIE ŻYJE???!!!
 - Co?! Nie, spokojnie, nie unoś się! Trzecie dziecko żyje, jego kołyskę właśnie skończyłem robić, a Seremia zabrała dziewczynkę na małą kontrolę, na wszelki wypadek.
- Czy to znaczy... że urodziłam... córeczkę?
- Nie... urodziłaś trzy przepiękne i zdrowe dziewczynki!
- Chcę je zobaczyć!!! - w tym momencie przy wejściu do jaskini stanęła Seremia. Trzymała w objęciach małe zawiniątko.
- Proszę, o to trzecia zguba - uśmiechnęła i podała mi maleństwo. Miałe złote, prawię żółte włoski i jasną cerę... Była prześliczna!
- Zostawię was samych, potem będzie czas na rozmowy - powiedziała na pożegnanie Seremia i wyszła. Pierwsza córeczka miała czarne włoski i czarne oczy, a trzecia delikatne blond włoski i błękitne oczy.
- Warren, jestem najszczęśliwszą osobą na świecie... Mam ciebie, najważniejszą osobę w moim życiu i trzy śliczne córeczki! - Po tych słowach mocno zasnęłam, tuląc w objęciach, trzy małe dziewczynki...

Od Michaela

Byłem roztargniony. Wciąż nie wiedzieliśmy, co się stało z Luke'iem. Elizabeth traciła zmysły ze strachu... A jeżeli ona bała się o niego, to i my powinniśmy. Wreszcie nie wytrzymałem. Poszłem do Seremii.
- Matko... Myślę, że pójdę i przeszukam okolice urwiska... Może tam poszedł. - Seremia znieruchomiała. Widziałem, że coś jej w głowie zaświtało.
- Mich, jesteś genialny! - zawołała, nazywając mnie zdrobnieniem i zaczęła zwoływać naszą rodzinę. Byliśmy już wszyscy; Seremia, Markus, ja, Mia i Elizabeth.
- Słuchajcie! Chyba wiem, gdzie jest Luke. Nie szukaliśmy nad urwiskiem i...
- Bo tam są Nuckelaveeny! - wpadł jej w słowo ojciec.
- Zamknij się! Znam sposoby, by je odgonić. Zbierajcie się. Wyruszamy za chwilę. Weźcie ze sobą liny i nosze na wszelki wypadek. I to nie jest prośba, to rozkaz od waszej Alfy. - zakończyła. Zaczęliśmy zbierać wszystko, co potrzebne. Seremia przyprowadziła Lilith, sami nie dalibyśmy rady wszystkiego wziąć. Zapakowałem dla przezorności również apteczkę na grzbiet sleipnira i pojechaliśmy. Seremia zmieniła się w swoją demonią postać, a gdy weszliśmy do lasu, Nuckelaveeny zaraz się na nas rzuciły. Wystarczyło jedno spojrzenie demona i wycofywały się jak niepyszne. Dotarliśmy do urwiska. Nagle Mia krzyknęła:
- Strzęp ubrania Luke'a! - schyliłem się i podniosłem kawałek materiały. Rzeczywiście, pochodził z koszuli naszego syna. Spojrzałem za krawędź urwiska. Nie, nikt nie mógł przeżyć upadku z takiej wysokości! Nie było widać nawet dna.
- Schodzę. Rozwinąć liny. Telepatycznie powiadomie was, kiedy je spuścić. - powiedziała Seremia i zeskoczyła w ciemność.

Od Luke'a

Byłem tu już kilka dni. Rozmawialiśmy często. Opiekowała się mną. I wreszcie, któregoś tam dnia, coś ją zaniepokoiło. Mnie zresztą też. Po cichutku wykradła sie w przejście. Usłyszałem głosy i warczenie. Odgłos szybkich kroków i nagle przede mną stanęła... moja babcia?!

Od Seremii

W locie zmieniłam się w wilka. Hamowałam pazurami spadek, aź wylądowałam miękko na ziemi. Otrzepałam się z kurzu. Tak, teraz dokładnie wyczuwałam zapach mojego wnuka. I jeszcze jeden, delikatniejszy, zamaskowany. Zaczęłam skradać się w kierunku, z którego dochodziły zapachy. Nagle przede mną pojawił się cień. Mroczna, kobieca postać. Mimowolnie wyszczerzyłam kły.
- Gdzie on jest? - wysyczałam. Kobieta wiedziała, o co mi chodzi, lecz postanowiła grać.
- Nie wiem, o czym mówisz. Poza tym, kim jesteś?
- Gdzie on jest? - powtórzyłam. - Odpowiadaj! - skoczyłam w jej kierunku. Uchyliła się. I o to mi chodziło. Przeskoczyłam obok niej i popędziłam w stronę wnętrza jaskini. Zobaczyłam go. Leżał na wąskim łóżku.
- Luke? - cicho zawołałam.
- Babcia!
- Prosze cie, nie mów do mnie tak. Wreszcie cie znaleźliśmy. Kim ona jest? - zapytałam prosto z mostu.
- Pomogła mi. Uratowała.
- Dobra. Możesz wstać?
- Nie. Wogóle nie czuję nóg. - spojrzałam na niego ze strachem. Ale zaraz się zreflektowałam.
- Chodź. Pomogę ci. - lekko pociągnęłam go za rękę. Spróbował wstać, ale nagle pokręcił głową.
- Ona też idzie. - wskazał na dziewczynę. Westchnęłam.
- Jak co to przynajmniej pomóż. - nakazałam jej szorstko. Powoli założyła sobie jego drugą rękę na szyję. Pociągnęłyśmy go na zewnątrz. Myślami przekazałam Michaelowi poleenie. Za chwilę też zjechały po linie nosze. Ułożyłyśmy go. Ona pilnowała by nie spadł. A ja wspinałam się. Wreszcie mój wnuk został przetransportowany na grzbiecie sleipnira do domu.

Od Estreli

Wreszcie miałam córki. Wszystkie trzy kochałam jednakowo, one się nawzajem także, ale... Miranda... gdy była malutka, nie było z nią problemów. Jednak w miarę gdy rosła, robiła się coraz bardziej zamknięta w sobie. Niby ma niecałe pół roku, ale w środku... to zupełnie inna bajka. Nie rozmawia ze mną prawie wcale, zresztą inni nie są wyjątkami. Wymyka się na całe dnie, nie mam pojęcia dokąd. Nie śledzę jej, nie mam zamiaru naruszać jej prywatności, jednak czasem chciałabym żeby była taka jak siostry... Nawet Luna jest bardziej towarzyska od niej. Nie wiem, co z niej wyrośnie...

Od Seremii

Wreszcie Luke był bezpieczny. Ale, jakby wszystko się na nas uwzięło, kolejne kłopoty miała Mia. I to największe. Poszłyśmy razem na małą polanę, która, według mnie, była najbezpieczniejsza. Ale już w pobliżu polany wyczywałam jakąś zmianę. Mia potrzebowała odpoczynku. Musiała wyrwać się ze smutku. Usiadłysmy na trawie. Rozmawiałyśmy raczej o tematach bezsensownych. Zaczęło się ściemniać. Przecież jest dopiero po drugiej, pomyślałam. Czarne chmury przesłoniły niebo. Wstałam, za mną Mia. Lecz nagle ziemia zatrzęsła się, upadłyśmy. Głośny wybuch rozdarł ciszę. Wężoludzie!
- Mia! Uciekaj! - wykrzyknęłam. Za późno. Zaatakowali nas. Jeden złapał Mię. Próbowali złapać również mnie, ale się nie udało. Wyrwałam się. Nie uchyliłam jednak przed ugryzieniem. Ciepły ból mnie osłabił na kilka sekund, lecz nawet te kilka sekund starczyło, by wężoludzie uprowadziły swoją ofiarę...

Od Michaela

Luke wreszcie był w domu, wrócił, i to nie sam. Ta dziewczyna była z nim. Dzięki jakiemuś paskudnemu eliksirowi Seremii wrócił do zdrowia. Mógł normalnie chodzić. Rozmawiałem z Taianą na temat dołączenia do nas, Luke spał, gdy podniósł się szum. Wyjrzałem na dwór. I mną wstrząsnęło. Przez środek placu przechodziła Seremia, pokrwawiona, ledwo żywa. Wybiegłem. To było okropne, lecz najgorszy wstrząs miał dopiero nadejść.
- Mia została porwana. - wyszeptała i upadła na kolana. Zachwiała się i wywróciła całkiem. Straciła przytomność. Wydałem z siebie okrzyk rozpaczy i pobiegłem do niej.

Od Mii

Kiedy się obudziłam, zobaczyłam prymitywne więzienie. Byłam przykuta do ściany, a z ust leciała mi krew. Nie musiałam czekać długo na towarzystwo bo usłyszałam pełznięcie. Do pomieszczenia weszła jedna z tych bestii.
- Wyspałaś się? - zapytał z szyderczym uśmiechem.
- Na tym czymś? - odgryzłam się.
- Nie próbuj, sztuczek pozbawiliśmy Cię twojego wilczego "JA".
- CO? - nie mogłam w to uwierzyć.
- Za chwilę ktoś Cię odwiedzi...
Kiedy tylko wyszedł, spróbowałam zamienić się w wilka, jednak kiedy tylko zaczęłam, poczułam ból w podbrzuszu. Łzy napłynęły mi do oczu... Tylko nie to!
Kiedy drzwi otworzyły się po raz drugi weszła kobieta, niosła w ręku rozżarzone węgle i pręt. Wiedziałam, co się kroi.
- To jak, powiedz nam coś o tych waszych zmokłych kundlach?
- Prędzej zdechnę! - wyśmiałam ją.
Kobieta wzruszyła ramionami i przytknęłam pręt do moich nagich pleców. Zawyłam z bólu.
- A teraz?
- Poczekasz sobie, ja nic nie powiem - sapnęłam.
Trwało to w nieskończoność. Mdlałam i na nowo odzyskiwałam świadomość. Byłam słaba. Majaczyłam, ale nie mówiłam nic co mogło by zaszkodzić moim bliskim. Kiedy kobieta wyszła zrezygnowana uśmiechnęłam się. Udało się. Jednak jestem silna. Lecz drzwi znowu się otworzyły. Tym razem był to Michael, z dwoma innymi wilkami.
- Mia! - krzyknął.
Ale ja tylko się uśmiechnęłam i kiedy odpiął mnie z łańcuchów opadłam mu na ramiona. Spałam aż do wydostania się z twierdzy, kiedy nagle te potwory zaczęły nas atakować. Dwóch towarzyszy Michaela broniło się zaciekle, ale na nas polowali inaczej. Strzelali do nas z łuków. Michael dzielnie niósł mnie przez zarośla, jednak oni byli coraz bliżej.
- Michael...
- Mio, wytrzymaj, proszę! - powiedział prawie przez łzy. Ostatkami sił szarpnęłam go i przyjęłam na siebie strzałę, która miała go zabić.
- Strzała... - szepnęłam i popadłam w wieczną ciemność...

Od Seremii

Wstałam. Już wiedziałam, co się stało. Wiedziałem jeszcze przed tym, jak mój syn wniósł ją do naszego obozu. Podeszłam do niego. Wyczuwałam jego rozpacz.
- Strzała zabiła ją szybko i bezboleśnie. Lepsze to, niż jakby teraz jeszcze żyła. - powiedziałam, by go pocieszyć. Spojrzał na mnie jak na szaloną.
- Jak lepiej że nie żyje?! By była teraz ze mną! Czemu to zrobiła? - zaszlochał.
- Spójrz. - pokazałam mu jej rękę. Dokładnie było widać ugryzienie. - W jej krwi była ta sam trucizna, która wkrótce zabije i mnie.
- Co?! Nie! Nie mogę stracić was obydwóch!
- To nieuninione. Ale postaram się, by te węże nie zapomniał, co znaczy zadzeć z watahą srebrnej krwi!
- Co chcesz zrobić? - spytał z przestrachem.
- Coś samobójczego.

Od Elizaeth

Kiedy ojciec wniósł ją do obozu, był przerażający. Cały dzień siedziałam i beztrosko myślałam o tym, jak cudownie będzie znów wyspowiadać się mamie ze wszystkich swoich problemów. Tymczasem leżała na ramieniu ojca, taka piękna... Jakby spała... Jej włosy oplatały czoło, gdyby już była aniołem. Widziałam jak bardzo poranione jest jej ciało. Domyśliłam się, ile bólu musiała znieść... Łzy napływały mi do oczu. Zamieniłam się w wilka i pobiegłam po Luke'a, jego reakcja była jeszcze gorsza...

Od Seremii

Szłam po cichu. Ani szmeru. Musiałam to zrobić. Zabili członka mojej rodziny. Pożałują... Nie ośmielą się zaatakować wściekłego demona, umierającego, rozgoryczonego. Skradałam się. I miałam rację. Ustąpywały mi. Ale nie miałam zamiaru tylko koło nich przejść. Rzuciłam się na pierwszego z brzegu. Moje kły rozszarpywaly ich ciała, ich jad mnożył się poprzez ugryzienia. Wygrałam. Wyły, niektóre uciekały, inne uż darły pazurami ziemię i tłukły ogonami w przedśmiertnych drgawkach. Dość, pomyślałam. Sama jednak nie wiedziałam, czego dość. Wkradłam się do ich lochu. Było tam tłoczno, wyciągnęłam nóż. Podchodziłam do każdego więźnia. Wszyscy pogryzieni. Od razu podrzynałam gardła. Itrafił się jeden ostatni. Nie ugryziony. Ogłuszyłam go i zabrałam do watahy.

Od Tenshi

Weszłam do worka.
- Tam będzie bezbieczniej, nie bój się kochanie. - mówiła mama.
- Cicho być. - skarcił ją tata.
Troche kołysało, w stajni było cieplej niż na dworze. Droga była długa i kręta, im dalej tym bardziej trzęsło. Wreszczie położyli mnie na ziemi, czekałam kiedy wezmą mnie, ale nie doczekałam się. Wyłam, wzywałam pomocy. Nikt mnie nie słyszał. Próbowałam rozerwać worek moimi małymi ząbkami, ale wymagało to więcej czasu. Co chwilę robiło się zimniej, nie mogłam usnąć. Wreszcie zrobiłam na tyle dużą dziurę żeby stamtąd wyjść. Oślepił mnie błysk, nie wiedziałam co to było.
W myślach błagałam żeby śnieg przestał padać i przestał. Tak jakby się mnie słuchał. To było dziwne. Następnego dnia znalazłam schronienie, a za pożywinie miałam myszy. Czekałam na spotkanie innego wilka.

Od Mirandy


Oni kompletnie mnie nie rozumieli. Wszyscy zawsze zadają te same banalne pytania, typu ,,co się stało?", ,,Jak się czujesz?". Nie miałam komu zwierzyć się z moich problemów, a było ich sporo. Kiedy wchodziłam do lasu, ganiały za mną wszystkie zwierzęta. Nie potrafiłam ich nawet odpędzić. Mimo wszystko, to tam czułam się najlepiej.
Jednak pewnego dnia, podczas jednej z moich przechadzek, stało się coś dziwnego. Szło za mną więcej zwierząt niż zwykle, wszystkie były czymś podenerwowane. Dziwnie na mnie patrzyły. Byłam ciekawa, co też we mnie widzą, więc podeszłam do jeziora:

Krzyknęłam z przerażenia! Co się ze mną stało?! Wyglądałam prawie jak elfka. Nagle usłyszałam głos, dochodzący z głębi jeziora...

Od Layli

Dzisiaj poznałam nowego wilka z innej watahy, nazywa sie Eragon. Namówiłam go, by przeniósł się do naszej watahy...
Poszliśmy do lasu, gdzie świetnie się bawiliśmy, następnie polowaliśmy na sarny, a on podarował mi naszyjnik... Oczywiście podziękowałam, a po chwili on powiedział, że musi iść, ale napewno wróci, bo obiecał, że przeniesie się do naszej watahy...

Od Mirandy

- ,,Witaj Mirando, czekaliśmy na ciebie" - No nie no. Chyba musiałam za długo siedzieć na słońcu, że słyszę głos dochodzący z głębi jeziora. Tajemniczy rozmówca mówił jednak dalej:
- ,,Wiesz na pewno kim jesteś - wilkiem wodnym. Jednak tylko w niewielkiej mierze. W większej część jesteś wilkiem las, opiekunką całej fauny i flory. Matka nie opowiadała ci, że twoja prababcia była władczynią lasu, wybraną przez radę 50 elfów. Teraz rada zebrała się ponownie, gdyż twoja prababka zmarła, z powodu otrucia. Rada pięćdziesięciu musiała wybrać nową opiekunkę lasu. Padło na ciebie."
- Mnie?! Nie, nie, nie, nie.To nie jest dobry pomysł. Nie mam pojęcia co robi taka opiekunka, czy ktoś tam a poza tym jestem zaję...
- ,, Nie przyjmujemy odmów! Jesteś opiekunką i tyle, będziesz też miała przewodnika który - jeśli twoja alfa zezwoli - dołączy do watahy i będzie ci udzielał wszelkich wskazówek. Czy to jasne??
- No niestety, jasne jak słońce. - westchnęłam zrezygnowana.
- ,, Świetnie. Zostawimy cię teraz z przewodnikiem. Powodzenia, opiekunko."
- Ale zaraz! Momencik, mam kilka py...
- Cześć, jestem Gavin i to ja będę twoim przewodnikiem. - obejrzałam się. Uhhh, całkiem niezły przewodnik. Jest mniej więcej w moim wieku, co on może wiedzieć o tych wszystkich obowiązkach opiekunki lasu...
- Bardzo dużo. - odezwał się ni stąd ni zowąd ,, przewodnik" - Czytam w myślach, to tak na marginesie.
- Ok. - świetnie, normalnie zero prywatności nawet w głowie! - Zaprowadzę cię do Seremii...

Od Seremii

- Czekaj, czekaj! - zawołałam. Okropnie bolała mnie głowa. - Jeszcze raz wszystko od początku: poszłaś do lasu. Wygladałaś inaczej. Jezioro gadało do ciebie. I przysłali ci jakiegoś faceta, żeby cie szkolił na sprzątaczke lasu? - spojrzałam na nią. Mirandzie chyba odbijało. Ale facio stał przed drzwiami. I próbował wkręcić się telepatycznie do rozmowy. Zablokowałam go.
- Nie, na opiekunkę.
- No dobra. Weś żesz go tu wprowadź. - podniosłam się z krzesła. Powoli wspiełam się na ,,tron", z którego rozwiązywałam sprawy. Zmieniłam się w wilka i poczekałam, aż Miranda go wprowadzi.

Od Seremii

Opiekun miał już wychodzic. Pozwoliłam mu dołączyć. Jednakże nie mogłam powstrzymać się od jednej jadowitej uwagi.
- Gavin, musisz jednak o jednym pamiętać. - powiedziałam, a on zaczął słuchać. - Przyjęłam cię, to fakt. Ale zapewniam cię, wystarczy jedno słowo Mirandy, a pożałujesz swojego życia. Jako alfa, jestem jakby matką wszystkich wilków w watasze. Ale i matka potrafi być okrutna... - szczera prawda. Potrafiłam by okrutna, lecz również ratowałam niewinnych. A mnie nie uratuje nikt. Szybko opuściłam salę. Ból głowy nasilał się. Weszłam do mojego pokoju. Usiadłam na łóżku, złapałam się za głowę. I nagle stało się coś okropnego, jakby ostry błysk światła w moim umyśle. Przestałam nad sobą panować. Zmieniłam się w wilka i wyskoczyłam przez okno. Biegłam bardzo długo. Wreszcie padłam na bok. Z mojego pyska ciekła krew. Oddychałam coraz trudniej. Nad sobą widziałam łamiące się światło. Ostatnimi siłami wydałam z siebie wycie pełne echa śmierci. I nagle nade mną zamknęła się czeluść spokoju, nirwana...

Od Mirandy

Miałam piękny sen. Nie miałam ochoty szybko się budzić. Ha, i myślałam że ktoś to uszanuje. A gdzie tam!
- Wstawaj, Miranda, dzisiaj pierwszy dzień szkolenia! - to był Gavin.
- No super, po prostu nie marzę o niczym innym. - mruknęłam i przewróciłam się na drugi bok.
- No chodź, będzie fajnie - przekonywał mój opiekun. - Jeśli chcesz, to dzisiaj przejdziesz metamorfozę i od tego momentu będziesz mogła zmieniać się w opiekunkę lasu kiedy tylko chcesz... Ale to zalieży od tego, jak ci pójdzie na dzisiejszym... ymm... treningu.
- No dobra, tym mnie przekonałeś. Daj mi chwilkę, muszę się ogarnąć.
- Ok, 15 minut.
- Zwariwałeś! Potrzebuję co najmniej pół godziny!
- 20 minut, i więcej nie dam! - droczył się Gavin.
- Ty wredoto, niech będzie 20. - powiedziałam i wygoniłam go ze swojej jaskini.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz